To była szalona noc… poszłam jak co sobotę na balety do swojego ulubionego lokalu w Gdyni. Akurat wtedy była jakaś impreza z żaglowcami, więc zabawa była naprawdę przednia. Byli też marynarze z różnych krajów. I wśród nich byli oni. Śniadzi, umięśnieni, a do tego na swój sposób pierwotni Meksykanie. Od razu się do nich przysiadłam. Bawiliśmy się, piliśmy tequilę i tańczyliśmy do późnej nocy.
Zaprosili mnie na swój żaglowiec. Byli bardzo szarmanccy, nie to, co niektóre pizdy, z którymi się umawiałam. Było nas łącznie czworo. Ja sama i ich trzech. Gdy wchodziłam na pokład statku, już wiedziałam, że będzie dobra zabawa. Musieli mnie przemycić, by kapitan nie widział, jak wchodzę. Ale z pewnością później mnie usłyszał.
Ich kajuta nie była duża. Ale mieszkali akurat we trzech w tej jednej. Prycze były wąskie, ale było dość miejsca na podłodze, by się zabawić.
Nie czekałam. W końcu ktoś na wachcie mógł nas zobaczyć. Klęknęłam przed nimi i czekałam, aż porozpinają spodnie. W końcu wyrzucili je na wierzch. Duże, ciemne, meksykańskie pały, które nabrzmiewały na mój widok. Nie ma się czemu dziwić. Zawsze uważałam się za niezłą laskę. Po mamusi mam niewielki, ale kształtny biust, szerokie biodra, godne latynoski, a do tego jasny blond włosy, niebieskie oczy i szerokie, wydatne usta. Idealne do tego, by chwycić co najmniej dwie pałki w nie. Tak też zrobiłam.
Dwa najbliższe fiuty wzięłam w usta i zaczęłam sunąć wargami po nich. Pozwoliłam się im rozbierać. Czułam, jak macają moje piersi, pośladki. Ledwo się tak naprawdę rozumieliśmy. Ja znam nieźle angielski, oni trochę gorzej. Częściej na migi. Ale ten język, w jakim teraz się komunikowaliśmy, zna każdy.
Zaczęłam ssać dokładnie każdemu z nich, starając się obdarować ich po równo swoim zainteresowaniem. Kiedy wyciągnęli gumki, pokręciłam głową, że nie chcę. Nie lubię. Uwierają mnie. Zresztą czuć w sobie takie fiuty, ciało do ciała… to jest coś.
Rozłożyli koc na podłodze. Położyłam się na nim, szeroko rozkładając nogi. Dwóch klęknęło od razu przy mojej twarzy, dotykając penisami moich policzków. Ssałam to jednego, to drugiego, masując przy tym mocno nabrzmiałą już łechtaczkę. Moja cipka była cała mokra i spragniona pieszczoty.
Byli dżentelmenami. Nim pierwszy wszedł w moją szparkę, pochylił się do niej i zaczął ją wylizywać. Robił to wprawnie, jakby nic innego w życiu nie robił, tylko lizał cipy. Może i faktycznie tak było? Może w każdym porcie miał inną? Jedno było pewne. Robił to naprawdę dobrze.
W końcu wyprostował się i wjechał mocno w moją szparkę. Zaczęłam jęczeć głośno, zatykając sobie usta to jednym kutasem, to drugim. Był naprawdę duży, a do tego niecierpliwie napalony. Widziałam tylko, jak sumiennie pracował biodrami. Jak moje nogi rytmicznie podskakiwały do jego ruchów.
Zmiana… Wszedł we mnie drugi, a ja z wdzięczności za przyjemną chwilę zaczęłam wylizywać fiuta mojego pierwszego Meksykanina. Poczułam zapach i smak mojej cipki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że byłam aż tak wilgotna.
Ten był dużo ostrzejszy. Rżnął mnie tak, jakby nie robił tego od bardzo dawna i bał się, że zaraz się ulotnię. To było tak mocne, że musiałam uważać, by z podniecenia nie zagryźć zębów na pozostałych dwóch ptakach. Czułam, jak jego dłonie oplatają moje uda. Jak szarpie za nie, przyciągając mnie z każdym pchnięciem. Byłam jak dmuchana lala, którą się po prostu bawią. I wcale mi to nie przeszkadzało.
Kolejna zmiana. Ten był czulszy. Wyraźnie chciał nie tylko seksu, ale i ponapawać się mną. Dotykał całego mojego ciała, gdy ja akurat wylizywałam dokładnie oba fiuty, ciągnąc językiem od jaj po sam czubek. Wpierw jednego, później drugiego. Sama czułam, że już długo nie wytrzymam. Ostatni raz miałam zwykły trójkąt, ale tamci nie byli aż tak wytrwali.
O dziwo jako pierwszy spuścił się ten, który rżnął mnie jako drugi. Spryskał mi swoją spermą całą twarz, kiedy ja akurat pieściłam językiem wędzidełko tuż pod główką fiuta. Miał jej sporo, a jeszcze więcej wystrzelił, jak zaczęłam głaskać go po jajach. Drugą salwę poczułam na łechtaczce. Mój czuły Meksykanin tryskał po całej mojej cipce aż miło. Widziałam też, jak długa struga strzeliła na mój brzuch. Rozcierałam spermę, jakby była kremem młodości.
Został ostatni. Najwytrwalszy. Mój pierwszy. Chciałam poczuć jego smak w ustach. Chwyciłam więc jego penisa mocno wargami i zaczęłam go ssać tak, jakby zależało od tego moje życie. Głośne cmokanie rozchodziło się po kajucie. Pozostali dwaj mnie nie odstępowali. Wciąż czułam ich dłonie na sobie, fiuty w gotowości. Nagle strzał. Głęboko w moich ustach. Kleista śmietanka rozlała się po języku. Ssałam mocno, tym razem bez ruszania głową. Chciałam ją spić jak przez słomkę.
Gdy skończył, cofnęłam głowę. Pokazałam mu, że nie uroniłam ani kropelki jego nasienia. Przemieszałam je za to językiem i połknęłam. Na szczęście… chłopcy nie mieli jeszcze dość.