Byłem stajennym w dworku swojego pana. To było dwudziestolecie międzywojenne, gdzie wciąż ziemianie mieli władzę nad prostymi parobkami. Cóż… ja miałem rękę do koni, dlatego cieszyłem się względnym szacunkiem. Nie mogłem jednak nigdy liczyć na to, że mój pracodawca, a po prawdzie, władca, by nie rzec, właściciel, będzie mi pozwalał na dużo więcej. A już tym bardziej – na zbliżenie się do jego córki.
Anna zaś była śliczną, miedzianowłosą kobietą. Odkąd skończyła 17 lat (ja wówczas miałem 18) spotykaliśmy się nad rzeką. Czytała mi tomiki poezji, uczyła mnie wielu rzeczy… Po 18. urodzinach jej ojciec zaczął szukać dla niej męża. Myśl o rozstaniu, o tym, że mogłaby wyjechać, napawała nas trwogą.
Nie chciała jednak, by pierwszy posiadł ją jakiś starzec czy wymuskany paniczyk, co to nawet nie wie, jak należy traktować kobietę. Pamiętam, tego dnia zajmowałem się czesaniem dumy naszej stajni, Kalifa. Przyszła i pogłaskała go po jego chrapach, a w jej oczach dostrzegłem łzy. Nie pytałem jednak. Nigdy nie zadawałem pytań, czekając, aż sama powie, co ciąży jej na sercu. Spojrzała na mnie i powiedziała o planach ojca. Było już nawet kilku konkurentów. Jeden młodzian z sąsiedniego dworku i jakichś dwóch staruchów, z Krakowa i Łodzi. Wielcy panowie z majątkiem.
Podszedłem do niej i objąłem ją mocno. Czułem, jak drży w moich ramionach. Jej słone łzy wsiąkały w moją koszulę. Otrząsnęła się jednak szybko, ujęła mnie za twarz i zaczęła całować. Nie tak, jak zwykle. Delikatnie i nieśmiało. To były pocałunki kochanki spragnionej więcej niż ledwie pieszczoty. Począłem rozwijać jej troczki u sukni. Głęboko oddychała, niecierpliwie rozsupłując wiązania u moich spodni.
Czy się baliśmy przyłapania? Żadne z nas o tym wówczas nie myślało. Wiedzieliśmy, że to może być jedno z naszych ostatnich spotkań. Nie chcieliśmy tracić czasu.
Nim zlegliśmy na sianie, pierwszy raz odsłoniłem całe jej ciało. Jasna skóra, nieduże piersi, zwieńczone różowymi, nabrzmiałymi sutkami i dziewicze łono, które jeszcze nie znało męskiego dotyku w żadnej postaci. Była piękna, taka, jaką sobie ją wyobrażałem. Rozłożyłem tylko gruby pled, na którym ją ułożyłem. Widziałem jak mój dotyk ją onieśmielal. Dla mnie to nie była pierwszyzna. Już niegdyś miałem kobietę. Moja dłoń popłynęła wzdłuż jej nogi, po wnętrzu uda, aż dotarła do celu. Wilgotnej, ciepłej i spragnionej pieszczot kobiecości, której ofiarowałem swój dotyk.
Patrzyłem na jej twarz. Na malujące się na niej zaskoczenie i rozkosz. Przymykała oczy, czując, jak moje palce wnikają w nią. Ułożyłem się obok i jąłem pieścić jej piersi ustami i językiem. Chciałem, by była w pełni gotowa. Tak, jak tamta mnie uczyła, jak się obchodzić z dziewicą.
Stawała się jednak coraz bardziej niecierpliwa. Przyciągnęła mnie do siebie za koszulę i zaczęła całować. Jedna jej noga wpełzła pode mnie i wciągnęła mnie między uda. Nasze ciała się spotkały bliżej niż kiedykolwiek. A to jeszcze nie był koniec. Nawet nie początek.
„Wejdź we mnie. Zrób to” wyszeptała do mojego ucha. Spełniłem jej prośbę. Poczułem, jak się rozstępuje przede mną. Spomiędzy jej warg wydobył się cichy jęk, a zaraz głośniejszy, gdy poprawiłem pchnięcie. Jakby było zapisane w kobiecej naturze, jej nogi od razu objęły moje biodra, a ja wszedłem głębiej. Konie rżały niespokojnie, waląc kopytami w drzwi boksów. Czuły nasze podniecenie, nasz zwierzęcy instynkt, jaki się zrodził z nagłości sytuacji.
Z każdą chwilą byliśmy coraz śmielsi. Ona ciasno przywarła do mnie, a ja raz po raz ofiarowałem jej swoją męskość, dając z siebie wszystko, by ten pierwszy raz na zawsze zapisał się w jej pamięci. Słyszałem jej ciche westchnienia, jakie wydawała tuż koło mojego ucha. Czułem, jak mokry i ciepły był każdy wydech, padający na moją skórę. Jej ciało pachniało coraz intensywniej. Na tyle mocno, że nawet leżące pod nami siano bledło.
Zręcznie obróciliśmy się i tym razem to ona była na górze. Ujęła mnie za dłonie i zaczęła wolno ruszać biodrami, patrząc mi w oczy. Rumieniec z policzków rozlał się jej na piersi, które podskakiwały z każdym jej ruchem. Wiedziałem, że to najpewniej było nasze ostatnie spotkanie. Dostrzegałem to w jej oczach. I ona chciała, bym to zapamiętał, więc przyspieszyła swój taniec. Poruszała się zgrabnie jak klacz. Sunąc to biodrami w przód, to wycofując się nieco i kołysząc na boki.
W końcu poczułem, jak zaczęła się zaciskać na mnie. W tym samym momencie przywarła do mojego torsu, a jej drobne piersi ocierały się o moją skórę. W westchnienia wkradł się jęk, coraz głośniejszy, im szybciej się poruszała. Zawtórowałem jej, czując, że i ja docieram do końca. W końcu oboje znieruchomieliśmy, tłumiąc krzyk w mocnym pocałunku. Oboje skończyliśmy, zwarci w miłosnym uścisku. Zupełnie nie bacząc na konsekwencje.