Byłam już po dwóch felernych związkach i nie mogłam się odnaleźć w życiu. Czułam się coraz bardziej samotna i beznadziejna. Mimo że miałam „branie”, to wciąż… bałam się. Bałam się, że trafię na takich samych dwóch idiotów, jak ostatnio.
Swoimi obawami i poczuciem samotności musiałam się w końcu z kimś podzielić. Nadarzyła się niezwykła okazja. Kolega, którego znałam jeszcze z liceum, był akurat w mieście, więc umówiliśmy się na kawę.
Nie sądziłam, że Grzesiek mógł się tak zmienić. Mieliśmy po 28 lat, a on… wyglądał, jakby już zdobył miliony dolarów. Nie tylko zadbany i dobrze ubrany, ale przede wszystkim niesamowicie męski. Patrząc na niego, nie mogłam się opędzić od różnych wyobrażeń.
Gdy spotkaliśmy się w kawiarni, zaczęliśmy od opowiadania co u nas. W końcu nie widzieliśmy się z osiem lat, a wtedy byliśmy dość blisko ze sobą. O dziwo… mieliśmy sporo tematów. Zwykle przecież bez utrzymywania większego kontaktu takie znajomości się rozpadają, a później – trudno znaleźć jakiś wspólny język. Grzesiek jednak wydał mi się bardziej interesujący, niż myślałam.
Może właśnie przez wzgląd na fakt, że tyle czasu nie rozmawialiśmy, a może dlatego, że budził moje zaufanie… zaczęłam mu opowiadać o tym, jak się czuję i co przeżyłam. Słuchał mnie z uwagą i współczuciem, a gdy poczułam jego dłoń, dużą, ciepłą, męską… dającą poczucie bezpieczeństwa, na swojej, coś we mnie pękło. Nie chciałam się rozmazać, jak jakaś zwykła baba, ale nawet wtedy okazał mi mnóstwo zrozumienia, ocierając łzy. Uśmiechnął się tylko i powiedział, że nie do twarzy mi z nimi.
Ogarnęłam się w końcu i wyszliśmy z kawiarni. Odprowadził mnie, a ja… zaproponowałam mu, czy wejdzie na chwilę. Nie było jeszcze tak późno, a chciałam z nim jeszcze trochę czasu spędzić. Przystał na to i weszliśmy na górę.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, gdy obróciłam się do niego, ujął moją twarz w dłonie i zaczął całować. Byłam zaskoczona, ale… bardzo szybko mu uległam. Zaczęłam go rozbierać z jego kurtki, dobierałam się do koszuli, tak samo, jak i on do mojej sukienki.
Byliśmy niecierpliwi, spragnieni, jakby to drzemało w nas od zawsze, było beczką prochu, czekającą na iskrę. Przycisnął mnie do drzwi i uniósł, a ja mechanicznie objęłam go nogami w pasie. Przerwaliśmy na chwilę, ale tylko po to, by spojrzeć sobie w oczy, by po chwili znów rzucić się na siebie w szaleńczych pocałunkach. Mimo że wciąż byliśmy ubrani, czułam przez materiał jego silny wzwód.
O czym wtedy myślałam? No właśnie… nie myślałam. Byłam spragniona go. Od momentu, gdy go ujrzałam. Poczułam tylko, jak pasek moich majtek się przesuwa, jak coś dużego, ciepłego, a przede wszystkim – twardego uderza o moje uda i szparkę, a po chwili… wnika w nią. Wydałam z siebie głuchy jęk rozkoszy, pozwalając mu na to. Grzesiek był niezwykły. Czułam go głęboko, a jednocześnie nie było w tym bólu, jaki zwykle sprawiali mi tamci. Przycisnęłam go mocniej nogami do siebie, zapraszając głębiej. Jego ruchy były wolne, ale mocne, docierające do najgłębszych zakamarków mojej cipki.
Po chwili oderwał mnie od drzwi i poniósł w głąb korytarza. Czułam, jak się poruszał we mnie przy każdym kroku. Obejmowałam go ciasno ramionami, patrząc na jego twarz. Czemu wcześniej nie dostrzegałam w nim tego, co widzę teraz?
Dotarliśmy do mojej sypialni, gdzie opadliśmy na łóżko. Tam zszedł ze mnie, by ułożyć się z głową między moimi udami. Miękki pocałunek, jakim obdarował moją łechtaczkę, był czymś, czego w życiu nie poczułam. Przygryzłam palec, dociskając dłonią jego głowę do mojego krocza. Był w tym niezwykle zręczny, a gdy zaczął pomagać sobie palcami – totalnie odpłynęłam.
Po chwili znów klęczał między moimi udami. Rozchylił ramiączka mojej sukienki i ściągnął ją w dół, odsłaniając moje nagie, spore piersi. Pochylił się do nich i zaczął je całować. Nie spieszył się w niczym, wyraźnie czerpiąc przyjemność z każdego dotyku, jakim mnie obdarowywał. W końcu znów się wyprostował, ujął mnie za biodra i nabił na swojego penisa. W tej chwili mogłam się przyjrzeć, jak elegancki był – duży, niemal idealnie prosty, z przystrzyżoną fryzurką. Czułam każdy jego ruch. Był nieco szybszy, niż przy drzwiach, ale wciąż daleko było temu do bezmyślnego pieprzenia. Pierwszy raz czułam się w centrum uwagi, że komuś zależy, aby obojgu było nam dobrze.
Wyciągnęłam do niego swoje ramiona. Chciałam być blisko. Pozwolił się chwycić za szyję i wyprostował się ze mną. Objęłam go nogami, gdy on wciąż klęczał. Był głębiej teraz niż ktokolwiek inny. Chwycił moje pośladki i poruszał mną góra dół. Patrzył mi przy tym w oczy. Było w tym coś więcej niż tylko seks. Była magia, było „to coś”. I to coś zaczęło potęgować, co w końcu przerodziło się we wspólny orgazm. Przywarłam do niego całym ciałem. Czułam, jak i on dochodzi. Byliśmy mokrzy, pachnęliśmy sobą… i wciąż nie było nam dość.