Zdarzyło się jednego razu, że wędrowałem przez szlaki, ciągnące się w środkowej Afryce. I wtedy zostałem porwany. Nie wiedziałem, czego ode mnie chcieli. Nie rozumiałem, o co im chodzi. Dopiero gdy dotarliśmy do wioski, okazało się, że był tam ktoś, kto znał angielski i tłumaczył mi, że mnie potrzebują do rytuału. Że biały był u nich jak bóg.
Naturalnie pojawiło mi się od razu skojarzenie z „Jądrem ciemności”, ale nie miałem aspiracji jak Kurtz. Nie miałem zamiaru nikomu przewodzić, robić z nich swoich poddanych czy wyznawców. Chciałem tylko wrócić do domu. Wytłumaczył mi jednak, że to wcale nie chodzi o to i że się przekonam.
Dni mijały, gdy poili mnie i karmili, stale trzymając pod strażą. Nie byłem spętany, tylko po prostu zamknęli mnie w jakiejś chacie, z której nie dało się uciec. Choć kilka razy próbowałem, ale za każdym razem mnie dopadali.
Jednego dnia atmosfera się zmieniła. Widziałem przez mały lufcik, że zaczynają dekorować środkowy plac wioski. Przygotowywali ognisko a obok niego – coś na kształt dużego posłania. Szczerze mówiąc, przebiegło mi przez myśl, że być może… mam posłużyć jako główne danie, stąd to dokarmianie i wszystko. Gdy po mnie przyszli, wpadłem w histerię. Ciągnęli mnie do tego siedziska z pętami. Przywiązali mnie w pozycji półsiedzącej, tak, że nie mogłem się ruszyć. Zdarli ze mnie ubrania, więc siedziałem absolutnie nagi.
Myśli mi szalały. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Byłem pewien, że już po mnie. Aż zobaczyłem ją.
Z chaty naprzeciwko wyszła kobieta. Młoda, otaczana czcią. Z jakimiś ozdobami na twarzy i ciele. Jak na kobietę żyjącą w kulturze zbieracko-łowieckiej – ładna, po prostu. Biała farba różnymi esami-floresami zdobiła jej twarz, piersi i łono. W dłoniach nie miała żadnego ostrego narzędzia, co przynajmniej przez chwilę przyniosło ulgę. Obok mnie pojawił się mój tłumacz, który zaczął przekładać to, co ona mówiła. Okazało się, że jest córką wodza, a do tego szamanką. To tłumaczyło szacunek, jakim ją otaczali. Powiedziała, że potrzebuje nasion boga.
Na początku nie zrozumiałem, o co chodzi, ale szybko to do mnie dotarło. Tym bardziej że zbliżyła się i bezceremonialnie chwyciła mnie za krocze i zaczęła mocno masować. Przy wielkim ognisku i wokół nas zaczęły się tańce. Podskoki, śpiewy, pohukiwania… wszystko to rozbrzmiewało wkoło, gdy szamanka próbowałam postawić mojego penisa.
Pomyślałem, że może przynajmniej przed śmiercią będę mieć fajne ruchanko, więc… postarałem się rozluźnić. A ona się wtedy pochyliła i zaczęła go lizać i ssać tak mocno, że z początku aż zabolało. Robiła to jednak z dużą wprawą. Jej głowa mocno poruszała się w górę i w dół. Mimo śpiewów słyszałem wyraźnie, jak wydaje gardłowe dźwięki, gdy mój coraz sztywniejszy kutas był w jej gardle.
W końcu oderwała się od niego i otarła ślinę, która rozciągnęła się mocno od fiuta po jej usta. Popchnęła mnie mocno do tyłu i przykucnęła nade mną. Opadła silnie, nabijając się od razu po moje jaja.
Można sobie wyobrażać różne „dzikie harce”. Ale to… to była najostrzejsza jazda, jaką przeżyłem. Nie było tu namiętności. Był cel. Więc zaczęła mocno skakać, tańczyć na nim, ruszając silnie biodrami w przód i w tył. W tym świetle jej skóra była koloru ciemnej miedzi. Oczy dziko spoglądały na mnie, a usta tylko lekko rozchylały. Była niesamowicie skupiona, a ja czułem, jak odpływam od jej mocno zaciśniętej cipy na moim kutasie.
Z każdą chwilą skakała coraz silniej. Patrzyłem, jak jej nieco obwisłe piersi dynamicznie skakały, a w blasku ogniska dostrzegałem, jak wysoko się unosiła na penisie, by z głośnym plaskiem opaść z całych sił.
Chyba trwało to zbyt długo albo traktowała to jako faktyczną przyjemność, bo w pewnym momencie zmieniła pozycję. Usiadła bokiem, po turecku, mocno dociskając się do mojego ciała. Nigdy tak seksu nie uprawiałem. Kołysała się mocno na boki, a ja tylko czułem, jak głęboko w niej tkwiłem. Pojękiwała i syczała, uderzając o moje uda, czy to z czysto perwersyjnego pragnienia zadawania bólu, czy po prostu – chcąc mnie pogonić. Mościła się na nim, kręcąc biodrami w każdą stronę.
Prawdziwą kwintesencją jednak była chwila, gdy obróciła się do mnie tyłem. Miała prawdziwie „czarny tyłek”, który wypięła mocno do mnie, pochylając się daleko w przód. Patrzyłem na to, jak szybko i mocno unosi i opuszcza biodra. W końcu podniecenie wzięło górę. Spuściłem się w niej mocno, a ona wciąż się ruszała. Mimo że odczuwałem już ból z nadwrażliwości, ona wciąż mnie ujeżdżała. Doiła mnie przez ten cały czas ze spermy i dopiero, gdy już krzyczałem, a ostatnia kropla opuściła mojego penisa – odpuściła. Patrzyłem, jak niosą ją do chaty, aby tylko absolutnie nie uronić ani kropli nasienia.
Trzymali mnie tak jeszcze kilka dni. Miałem jeszcze kilka takich sesji. Więcej – po szamance korzystały też inne, które chciały mieć „nasiona boga”. Aż w końcu mnie wypuścili.