Każdy zna kwestię kryzysu uchodźczego. Że to muzułmanie i tak dalej… Nie wiem, jakiego wyznania był ten gość, ale jedno jest pewne… On zasługiwał na własny totem.
Mieszkam w kamienicy, gdzie były też lokale socjalne. W jednym z nich, tuż obok mojego, został zakwaterowany jeden z przybyłych z północnej Afryki. Nigdy nie miałam nic przeciwko tym ludziom. W końcu są tacy sami jak my. A że wierzą w co innego? Mają inne wzorce kulturowe? To nic! Postanowiłam więc powitać nowego sąsiada w naszym bloku.
Upiekłam ciasto, zrobiłam włosy, ubrałam się w spódniczkę i koszulkę i poszłam do niego. Zastukałam cicho. Gdy otworzył, to wtedy tak naprawdę miałam okazję się mu przyjrzeć. Był ze dwie głowy wyższy ode mnie (jestem niską blondynką). Szczupły, ale z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Jego czarna skóra mocno kontrastowała z białkami oczu. Na sobie miał dziurawy podkoszulek i jakieś znoszone szorty.
Patrzył na mnie pytająco, ze strachem i ciekawością. Dużo widać musiał przeżyć. Ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
– Dzień dobry… nie wiem, na ile pan mnie rozumie…
Pokręcił głową. Nic nie rozumiał. Całe szczęście co nieco umiałam po angielsku i francusku. Spróbowałam wpierw w tym pierwszym, a później drugim. Wtedy się uśmiechnął i zaprosił mnie do środka.
– Jestem pana sąsiadką – oznajmiłam mu – mieszkam tuż za ścianą – rozejrzałam się. Niby ta sama kamienica, a tak odległe standardy… Podrapane ściany, zniszczone meble, sufit… nawet nie chcę myśleć, co to były za plamy na nim. Podobnie jak na podłodze. U mnie przy tym to była lux torpeda – Chciałam pana przywitać w imieniu mieszkańców.
– Ja dziękuję – mówił, kalecząc nieco język – jest mi miło, choć się nie spodziewałem.
– My Polacy słyniemy z gościnności – uśmiechnęłam się. Widziałam, jak na mnie patrzył. Zastanawiałam się, ile blondynek w życiu mógł widzieć – dlatego właśnie chciałam pana osobiście przywitać i upiekłam panu ciasto. To jabłecznik.
– Nie jadłem – wziął blachę i odstawił ją na bok – coś do picia?
– Nie, nie – uśmiechnęłam się – skąd pan przybył?
Rozmawialiśmy przez chwilę. Okazało się, że był całkiem wygadany. Patrzył na mnie z ciekawością, a i we mnie ona rosła. Pomyślałam sobie…
– Widział pan kiedyś blondynkę?
– Może raz, dwa razy…
– A jak dawno miał pan kobietę?
Zrobił kwaśną minę. Przemielił językiem w ustach – Dawno…
Oblizałam usta. Co mi szkodziło? Byłam wolna, a sama od jakiegoś czasu nie miałam porządnego fiuta. Uklękłam przed nim i chwyciłam za pasek u szortów. Wyglądało na to, że czekał na ten ruch. Ściągnęłam je w dół szybko i ujrzałam ją… Wielką, czarną pałę, która rosła, celując we mnie. Westchnęłam.
– Ilu czarnych miałaś? – zapytał.
– Żadnego – chwyciłam za kutasa i zaczęłam mu mocno trzepać. Próbowałam objąć go ustami, ale szło to opornie. Pomógł mi, dociskając moją głowę do niego. Czułam, jak jego maczuga wdziera się przez moje wargi, do gardła i dalej do przełyku. Z boku z pewnością było widać, jak odciskał się kształtem na szyi.
Odepchnęłam go w końcu. Podwinęłam sukienkę, zdarłam z siebie majtki. Byłam już mokra, nie musiałam się o to martwić, że nie będzie poślizgu. Myślałam tylko, czy mnie nie rozerwie. Ale odważnie go dosiadłam. Nie wiem, czy dobrnęłam do 1/3 jego fiuta. To było jak grom. Ból. Rozrywanie. Rozkosz. Niemal natychmiastowy szczyt.
Patrzył na mnie zaskoczony, kiedy czuł, jak pulsuję na nim. Chciałam przeprosić i powiedzieć, że nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło. Absurd, co? Musiałam chwilę odsapnąć. Może minęły dwie minuty, kiedy zaczęłam na nim ostro skakać. Jego duże dłonie oplatały moją talię, a potężny kutas wnikał coraz głębiej i śmielej.
Podniósł mnie w pewnym momencie. Wierzgnęłam nogami, a on, jak gumową lalę, obrócił mnie tyłem do siebie i tak, trzymając w powietrzu, zaczął pierdolić z całych sił. Nie miałam żadnej kontroli, żadnego oparcia. Tylko masywnego fiuta w mojej zdecydowanie za wąskiej szparce dla niej. Po prostu nasadzał mnie na niego tak, jak chciał. Bez litości. Po całym mieszkaniu rozchodził się głośny huk zderzających się ciał. W pewnym momencie opadł ze mną na podłogę i zaczął mnie w nią wciskać. Bolało… ale jednocześnie było tak niesamowicie przyjemnie. Wyraźnie czułam każdy jego ruch – pchnięcie, wycofanie, znów pchnięcie, kolejne wycofanie.
Nie wiem kiedy, znów moja szparka zrobiła się ciasna. Znów błysnęło mi w oczach, ciało zatrzęsło się. A on? Zlał się ostro w mojej szparce. Tryskał długo i obficie, wciąż ruszając tym końskim fiutem. Cała się trzęsłam, czując, jak tonę w tej spermie.
– Podoba mi się ta polska gościnność – wydyszał. A ja miałam tylko nadzieję, że go za szybko nie przeniosą.