Gdy dwie anielice pewnego czasu zeszły na ziemię, zrazu zdziwiła je natura ludzi. Obyte z niewinnością i nieskalaniem, patrzyły na świat przesiąknięty żądzami, człowieczych istot o głębokich pragnieniach i chutliwości, nad którą nie mogli zapanować. Wędrowały przez świat, odwiedzając prostaczków i możnych. Jednego dnia trafiły do portu wielkiego miasta, a tam uwagę ich przykuł przybytek uciech. Gdy jego próg przekroczyły, zepsucie tego miejsca oplatało je jak macki.
Wszechobecny zapach potu, morskiej bryzy, śluzów wszelakich, ale i trunków różnorakich wwiercały się ostro w nos. Widok lubieżnych marynarzy, dokazujących z ladacznicami po kątach, przy stolikach i każdym innym kącie wprawiał w osłupienie i budził rozedrgane serce. Anielice patrzyły na to bezradnie, zagubione, z poczuciem nasiąkania grzechem. Nim więc minęło 10 uderzeń serca, gdy szok minął, opuściły to miejsce, zostawiając za sobą miasto.
Jądro grzechu pozostawiło jednak swe piętno. Żądze ludzkie nie wydały się im już tak grzeszne, jak wcześniej myślały. Miast tego, siedząc na klifie, rozpościerając swoje anielskie skrzydła, zerkały wciąż ciekawie na port, którego zapach czuły nawet tu.
Nagle myśli ich krążyć zaczęły nie wokół chwalenia dzieła, ale ludzkiej natury. Nagle ich ciała zaczęły pragnąć, czuć żądzę, wołać o namiętność. I spojrzała jedna na drugą, a w oczach ich było to, co same widziały w przybytku zepsucia. Ich palce stały się ciekawe dotyku, więc wpełzały pod jasne szaty, okrywające ich ciała. Ich usta nie tylko już miały posłużyć przyjemności jedzenia i głoszenia dobra, ale i rozkoszy pocałunków.
Zwarły się ich wargi silnie i eksplodowały emocjami w ich myślach i niepohamowaną wilgocią w dole ciała. Piersi nie były już jedynie ozdobą, a placem zabawy, więc ciekawe palce jednej i drugiej anielicy zaciskały się na nich, pieszcząc stwardniałe sutki. Gorące uda jednej, umięśnione i wyćwiczone w chodzie i w biegu kusząco zaczęły oplatać biodra drugiej, gdy przysiadła na jej kolanach. Tonęły w westchnieniach, cichych pojękiwaniach i spazmatycznych drżeniach pod wpływem pieszczot ciała. A gdy szaty już z klifu spadły, nagie anielice tańczyły w poziomie na trawach porastających szczyt urwiska, wymieniając pocałunki, bezlitośnie przywierając do siebie mokrymi ciałami.
I tylko skrzydła jakby zdawały się rzednąć. I tylko włosy, jasne niczym łany zbóż, lekko pociemniały. Namiętność i podniecenie zaś sprawiały, że jasne niczym papier ciała nabierały rumieńców. Kropelki potu spływały po plecach, uroczych dołeczkach nad biodrami, wprost na i między pośladki.
Dwie anielice ulegały pokusie, puszczając wodze swojej fantazji i rozbudzonych namiętności. Ich ciekawe palce wpływały między uda, wzajemnie rozpieszczając dopiero odkrytą kobiecość. Niespokojnymi, a jednak trochę ostrożnymi ruchami dokładnie badały to, czego nie znały. Rozkosz, przyjemność, satysfakcja, a im wtórujące jęki i krzyki, niepohamowana chęć spełnienia, które jeszcze nie chciało nadejść.
Ciekawość wzięła górę, gdy jedna odepchnęła drugą i spłynęła ustami po jej nagim ciele wprost między uda. Wargi jej przywarły do mokrych i mocno czerwonych już płatków muszelki, wprawiając jej towarzyszkę podróży w nieopisany zachwyt. Łąka na klifie tego dnia nie zaznała spokoju. Ni ptak, ni jeleń, ni inna bestia nie były w stanie zagłuszyć odgłosów namiętności dwóch anielic, które uległy pokusie.
Raz jedna, raz druga, darowała rozkosz pocałunkami i kuszącymi pociągnięciami języka. Wargi ich krążyły wokół łechtaczek, oplatały je miękko i zasysały. Dłonie zaś mocno zaciskały się na krągłych, zarumienionych z podniecenia piersiach. I wnet ciekawość znów wzięła górę.
Siadły obie, oplatając się nogami, przywierając swoją kobiecością do siebie, a to było jak błysk na nocnym niebie. Nagle spełnienie stało się bliższe, niż kiedykolwiek, a jednocześnie tak nieznośnie dalekie, więc jęły na siebie z zapałem napierać, dociskać jedna do drugiej, ocierać się. Ich mokre od soków i potu uda paliły żywym ogniem, ich śpiew rozbrzmiewał, zagłuszając wszystko inne. I tylko nie zauważyły, jak skrzydła straciły, jak ich włosy stały się ciemne, lśniąc jak krucze pióra.
I nagle zwarły się w spazmach, drżąc w swych ramionach, krzyk tłumiąc w pocałunkach. I nagie ich piersi i rozedrgane ciała stały się nazbyt wrażliwe. I cały ten szczyt, te emocje, chuć i namiętność ujście znalazły, a soki i pot ich zrosiły rosnącą pod nimi trawę. Uległy anielice pokusie cielesnej i tylko port w oddali pozostał niezmieniony.