Ach nawet nie wiesz, drogi słuchaczu, jakaż ostatnio mi się tragedia przytrafiła. Ja, mag Puchacz, rzadko kiedy się uskarżam na niewygody i tragedie osobiste, ale ta… ta jest tak straszna, że pragnę się nią z Tobą podzielić. Zasiądźże wygodnie, przygotuj trunek duchu miły i wsłuchaj się w tę tragiczną historyję.
Ot pewnego razu, po zadaniu ciężkim i siermiężnym, gdzie z Mikrusem i chłopcami żeśmy egzorcyzmy na starej babie odprawiali, że ją niby diabły opanowały, przeżywaliśmy straszliwą posuchę. Bo wiocha ta i bez jednej ładnej dzierlatki była. Mym towarzyszom to nawet i starą i bezzębną można by podrzucić, ale ja, mistrz magii wszelakiej, swą godność mam! I mi byle stara rolna baba, co nią by mogli w polu orać, nie podchodzi!
Kiedy moi towarzysze swawolili po leczeniu szalonej staruchy, ja ruszyłem polną drogą nad pobliski staw. Piękna to była okolica i jedyny urok tego miejsca, jaki okazał się memu sercu bliski. Szedłem przez chwilę pośród rozłożystych dębów i buków, rosnących na skraju jeziorka. Natenczas ujrzałem dziewoję! Przyczajony za drzewem, patrzyłem, jak obmywa swe nagie ciało. A jakież ono było! Pośladki tak małe, a kształtne i jędrne, że tylko miętosić i wgryzać się w nie ostało. Piersi bujne i uniesione, jakoby jakieś czary na nich kto odprawiał. Buźka… ach, rzekłbyś, niewiasta ta boginiom oblicze ukradła. Usta pełne i duże, oczy jak migdałki, a włosy mysiego blondu, mokre, do jej nagich pleców przylegały.
Cóż mi szkodziło, pomyślałem. Chciałem rzucić czar ogłupiający, bo wieśniaczka z pewnością nie wiedziała, kto zacz, to trzeba było trochę sobie pomóc… Jakże głupio się dzieje, gdy chłop jeno kuśką myśli. Ukłucie z tyłu głowy. Ciemność. Gruchnięcie na ziemię. Sznur zaciskający się na przegubach i utrata świadomości…
Ocknąłem się po krótkiej chwili. Zamrugałem w szoku. Siedziałem nad brzegiem sadzawki, patrząc to na dzierlatkę, jaką wcześniej widziałem, to na drugą, słonecznowłosą, o oczach dużych jak u dziecka, cyckach wielkich i pełnych z dużymi brodawkami, talią jak u osy, a tyłkiem takim, że dorodna klacz by zazdrościła.
– Patrz no siostro – podjęła pierwsza – jakiż gagatek nam się trafił?
– Już czar na ciebie szykował – zawtórowała jej druga – Pewno pochędożyć by chciał. Alem magię wyczuła.
– I ja czułam. Jego wzrok tak lepki – przesunęła dłońmi po swoim ciele, wprawiając biust w lekkie drżenie – że niemal w środku – dotknęła swej słodkiej jaskini – go poczułam.
– Z pewnością… magus pewno jaki wielki.
– Drogie nimfy – zrazu poznałem, że to niezwykłe niewiasty – ja tylko takie żarty, nic złego na myśli nie miałem.
– Z pewnością – pierwsza upatrzona przeze mnie obeszła swą siostrę, dotykając jej ciała – pewno tylko o drogę pragnąłeś zapytać.
– Z pewnością – powtórzyła za nią druga, ściskając swoje wielkie jak donice cyce – prosiłby, byś jego strzałką pokierowała.
– Zedrzyjmy jego odzienie! – wykrzyknęła pierwsza i dopadła mnie. Broniłem się dziko, by mnie tak nie plugawiły, ale zręczność palców nimf była legendarna. Po chwili siedziałem w samej koszuli i onucach, z dłońmi związanymi za plecami.
– Wygląda ciekawie – cycata chwyciła mą różdżkę – ale za świństewka nie damy mu szansy.
– A chociaż się podroczymy? – podjęła pierwsza i objęła swoją nimfią siostrę od tyłu, gdy ta wciąż oglądała mego fiuta jak eksponat. Patrzyłem, jak tamta wzdycha, gdy dłoń towarzyszki wnikała między jej uda, a druga zaciskała się na ogromnym cycu. Jasne włosy zafalowały, kryjąc jej twarz za kurtyną.
Już po chwili trwały w uścisku, ocierając się swoimi ciałami namiętnie. Zapach ich kobiecości czułem nawet stąd, z dołu, z ziemi, gdy te stały trzy kroki przede mną. Jakież to były dziwne pęta, że ograniczały mą magię. I tak patrzyłem na tę torturę, z pałą drżącą od chuci na widok dwóch niewiast, które pluskały się, jęczały, ocierając mokrymi od wody i nimfich soków cipkami.
Ale ich wyrachowanie było jeszcze większe. Podeszły bliżej mnie i w miłosnym uścisku zwarły się nade mną, kusząc widokiem tych słodkich jamek, macanych przez palce. Wiedz, mój druhu, że nimfy, jak jęczą, to chłopi od razu nasieniem strzelają. Ja jednak nie żaden chłop, a mag, więc zmyślnie to robiły, gdyż pełne namiętności, pożądania, zwierzęcej chuci jęki świdrowały mój mózg. Ich piersi, sutki dotykały się, wywołując u nich kolejne drżenia ciał. Patrzyłem, jak jedna po drugiej osiąga niebiańską rozkosz, a ze szparek skapują soki na ziemię. Tam, gdzie upadły, od razu wyrosły kwiaty pachnące ich łonem.
Po godzinie spektaklu i pieszczot wzajemnych tak mnie zostawiły związanego. I to była pierwsza tragedia. Drugą była owa egzorcyzmowana szalona starucha, która, widząc mnie wciąż tak związanego, dosiąść postanowiła.