Jako że jedyna w firmie mówię w języku paryżan, zostałam wysłana w delegację z jeszcze jednym znajomym. Kompletnie niekumaty już starszy pan, który miał mieć rękę na pulsie, jakby to w ogóle było potrzebne. No ale cóż… pan każe, sługa musi.
Na miejscu przywitała nas kilkuosobowa delegacja. Dwie kobiety i trzech mężczyzn. I w tym ten jeden. Oliwkowa cera, krótkie, nieco kędzierzawe włosy, zielone oczy i lekko haczykowaty nos. Do tego miał elegancko przycięty zarost. Zwrócił od razu moją uwagę, szczególnie gdy się uśmiechał. Tak… uśmiech miał zniewalający.
Towarzyszący mi staruch cały czas się próbował dowiedzieć, o czym mówimy, pchał się w środek dialogu… Widać drażniło to nie tylko mnie. W końcu jednak udało nam się uzgodnić wstępne warunki współpracy, tym bardziej że znalazłam z Andre, jak miał na imię ten przystojniak, nić porozumienia.
Po zakończeniu podszedł do mnie i zapytał, czy nie umówiłabym się z nim na kolację, choćby i dzisiaj. Spojrzałam na partnera z firmy, przygryzłam wargę w zamyśleniu i kiedy Andre miał się już wycofać, przytaknęłam. W końcu… miałam tu zostać jeszcze co najwyżej trzy dni, chcę zobaczyć nie tylko kawałek Paryża, ale i poczuć, czemu jest to miasto miłości.
Ubrałam się w najlepszą sukienkę, poprawiłam znów makijaż i zeszłam na dół do hallu. On już tam na mnie czekał. Miał na sobie inny garnitur. Taki, który doskonale podkreślał walory jego sylwetki, długie nogi i pozostawiały sporo dla wyobraźni, co mogło kryć się w spodniach.
Pojechaliśmy do restauracji, gdzie zaproponował mi owoce morza. Zwykle ich nie jadam, ale te były wyborne. Z każdym kęsem czułam, jak rośnie mi ochota na mojego rozmówcę. Byłam ciekawa, jak wprawnym jest kochankiem. I mimo że rozmawiało nam się dobrze, nie musiałam długo czekać na tę propozycję z jego strony. Przystałam na nią od razu.
Poszliśmy do jednego z okolicznych hoteli. Wziął apartament na jednym z ostatnich pięter, skąd był piękny widok na całą okolicę. Kiedy ja patrzyłam na roziskrzone ulice Paryża i migocącą wieżę Eiffla, on nalał szampana i podał mi go, muskając opuszkami palców moje odsłonięte ramię. Zadrżałam cała i przyjęłam trunek, ochoczo upijając łyk. Obróciłam się powoli do niego i spojrzałam w górę, wprost w jego oczy. Była w nich zuchwałość, czułość i pożądanie. Coś, czego szukam w spojrzeniu faceta. Rozmawialiśmy tylko przez chwilę, aż ostatnia kropla złotego trunku opuściła kieliszki.
Wtedy wziął mnie za ramiona i zaczął całować. To był namiętny, długi i silny pocałunek, a jego mocarne dłonie zacisnęły się na moich ramionach. Pozwoliłam mu na to. Wyobrażałam sobie, że wygląda to trochę jak w tych starych filmach, jak Casa Blanca czy podobnych. Po chwili zaczął mnie już rozbierać, a ja jego.
Nasze pocałunki stały się pospieszne, chaotyczne. Podobnie jak ruchy naszych palców, starających się jak najszybciej usunąć z nas ubrania. Gdy rozpięłam jego koszulę, zobaczyłam idealnie umięśniony tors, w który wprost musiałam się lekko wgryźć. Pachniał nieziemsko… było w tym coś ziemnego, a jednocześnie orzeźwiającego, jak aura lasu iglastego. Z zaskakującą sprawnością ściągnął ze mnie sukienkę i bieliznę, by zaraz posadzić mnie przed sobą na łóżku.
Uklęknął, a następnie rozchylił moje uda. Pochwalił moją szparkę i pochylił się do niej. Wpierw poczułam całusa na łechtaczce. Czułego, jaki daje się kochance na dzień dobry po upojnej nocy. Rozparłam się na kołdrze, pozwalając mu działać. A działał niesamowicie. Jego język prężył się, kurczył i rozciągał, wstrzeliwując się między wargi sromowe. Usta w idealnym momencie muskały i chwytały za nie, delikatnie ssąc. Mogłabym to porównać do pieszczoty piórem, gdyby nie momenty, jak naciskał mocniej. Byłam już kompletnie rozpalona.
Gdy ściągnął spodnie, moim oczom ukazał się elegancki, kształtny i sztywny już jak pal penis. Przyciągnęłam go za ramiona, pragnąc, by we mnie wszedł. I trafił precyzyjnie, idealnie wprost w szparkę. Jęknęłam przeciągle, przyciskając jego tors do swoich piersi. Moja skóra przy nim była zupełnie jasna, co jeszcze dodawało mu egzotyki i sprawiało, że byłam absolutnie mokra. Objęłam go w pasie nogami i poczułam, jak głęboko się zatopił we mnie.
Nie spieszył się, ale przy tym nie ślamazarzył. Od razu złapał perfekcyjny rytm, jaki pozwolił mi go czuć całego. Jego jądra miarowo uderzały o moją muszelkę i pośladki, a dłonie… dłonie robiły cuda z moim ciałem. Moi dotychczasowi kochankowie potrafili tylko ruszać biodrami. A on… on wiedział, że kobietę trzeba rozpalać całą. Dotykał moich piersi, ustami muskał skórę szyi, chwytał zębami za płatki uszu, gdy akurat jego palce delikatnie szczypały boki moich ud.
Nie chciałam pozostać mu dłużna. Obróciłam się wraz z nim, dosiadłam go i jak dzika klacz – zaczęłam skakać na nim, spragniona ostrego rżnięcia. Patrzył na mnie z pewnym podziwem, co znów mnie nakręcało. Byłam solidnie podniecona, gdy moje ciało zalało gorące uczucie, a z cipki puściłam soki. Zawyłam głośno, zaciskając się na nim, stopniowo zwalniając. I nie chciałam, by ta noc się skończyła…