Rok 1880… czas różnych dziwów i przemian. Maszyny parowe, straszliwa broń, niepokoje w każdym zakątku Europy… I tylko nasz zakon wydawał się ostoją tego, co było znane. Nasz zakon… zamknięty na cztery spusty, odcięty od innych, gdzie ci, którzy przechodzili przez bramę, już tu zostawali. Wychodzący bowiem opuszczali go wyłącznie w trumnie. Wszystko wydawało się takie spokojne…
Cały handel, spotkania z innymi odbywał się tylko w dwóch miejscach. Przy głównej bramie klasztoru, jak i w bocznej alejce. Tam też odbierałem dary, jakie przynosiła siostra służąca w jednej z pobliskich kolegiat. Młoda, ładna, z okrąglejszą twarzą i wyraźnie zarysowanymi biodrami, jakie widać było nawet w jej szatach. Byłem też jej spowiednikiem, z czego skwapliwie korzystała, gdy przychodziła z koszykiem chleba, warzyw i wina. Gdy na nią patrzyłem, grzeszne myśli zawsze wędrowały mi przez umysł, co odpokutowywałem nierzadko w swojej celi.
Jednego razu przyszła późnym wieczorem i prosiła o widzenie ze mną. Szykowałem się już do snu, ale gdy usłyszałem, że to o nią chodziło, zszedłem na dół. Stanąłem przed kratą, zatapiając dłonie w głębi rękawów.
– Ojcze, potrzebuję spowiedzi – patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, załzawionymi oczami. Rumiane policzki dowodziły, że płakała, albo była bliska płaczu.
– Mów… mów dziecko – usiadłem obok na schodku – wyznaj swe grzechy.
– Ja… – przygryzła wargę – ja cały czas grzeszę.
– Każdy z nas grzeszy, moje dziecko.
– Ale myślą… myślą lubieżną… i czynem.
– Czynem? – zerknąłem na nią. Patrzyłem na wykwitający na jej twarzy różowy pąs wstydu.
– Tak… wstąpiłam pomiędzy siostry, miłując pana naszego i jego dzieło, ale… Nie mogę się oprzeć żądzom ciała…
– Jak dawno się z tym zmagasz? I jak to wygląda?
– To… to zaczęło się jakieś dwa miesiące temu. A właściwie to nabrało siły, bowiem… ojcze, już wcześniej mi się zdarzało…
– I nie wyznałaś w czasie spowiedzi? – czułem, jak moje ciało reaguje równie lubieżnie. Mimowolnie grzeszna myśl folgowała mojej wyobraźni, pozwalając na tworzenie obrazów, gdy ta młoda zakonnica oddaje się mężczyźnie.
– Nie… wstydziłam się i wiem, że przez to grzeszyłam jeszcze bardziej… Ale potrzebuję pomocy, ojcze.
– Cudzołożyłaś? – zapytałem poważnie.
– Nie – pokręciła głową – Tylko… tylko dotykiem własnym.
Przyglądałem się jej w milczeniu, zastanawiając się nad pokutą. Patrzyłem na jej szczere łzy, a jednocześnie cierpienie płynące z ułomności ciała.
– Wstań, dziecko – powiedziałem twardo i sam się podniosłem, stając przy bramie. Uniosła się z kolan, ocierając wierzchem dłoni łzy – obróć się.
Nasze spojrzenia się spotkały. Widziałem na jej twarzy wypisane pytanie, ale i posłuszeństwo. Odwróciła się powoli, nieśmiało zerkając przez ramię, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał jej zakonny kornet. Stanąłem blisko kraty, a właściwie to się o nią oparłem.
– To nie będzie pokuta – powiedziałem jej – To… to będzie pomoc, dziecko.
Nie mówiła nic, a ja tylko zadarłem wpierw swoją szatę do góry, odsłaniając najgrzeszniejszą część swojego ciała, a zaraz chwyciłem za materiał jej habitu.
– Musisz pozostać dziewicą – mówiłem, czując chuć, gdy odkrywałem jej nogi, uda… w końcu krągłe jak brzoskwinia pośladki.
– Tak… – szepnęła. A następnie pisnęła, gdy przycisnąłem ją do zimnych prętów bramki – Muszę…
– Znajdziemy i na to rozwiązanie – splunąłem obficie na swoją buławę i przeciągnąłem nią między jej pośladkami. Poczułem, jak zaczepiła się o otworek… jednak nie łona, a drugi, bardziej grzeszny otworek… Tak, to było najlepsze wyjście.
Wszedłem jednym mocnym ruchem, a ona zakwiliła. Poprawiłem pchnięcie i wszedłem znów silniej. Chwyciłem ją w zagięciu między biodrami a brzuchem i zacząłem nią szarpać, gdy napierałem na jej ciało. Uchwyciła się krat z tyłu i zaczęła spazmatycznie wzdychać. Była niesamowicie ciasna. Ciasna i gorąca. Oddawałem jej przysługę, folgując jej chuci, a jednocześnie spełniając i moje grzeszne sny. Krata cicho szczękała, gdy przyciągałem ją do siebie, a ona ledwie utrzymywała swój głos na wodzy.
– Ojcze, ojcze… – wysapała. Wstrzymałem się z kolejnym ruchem – Chwilę, proszę…
Staliśmy tak… ja do połowy zatopiony w niej, a ona, trzymając się krat, wisiała lekko, wychylona do przodu. W końcu uniosła wpierw jedną nogę i oparła ją na poprzecznym pręcie. Zaraz zrobiła to samo z drugą. Czułem, jak wygodniej układam się między apetycznymi krągłościami.
– Teraz… – spojrzała na mnie, a ja podjąłem dalsze wysiłki. Trzymałem ją mocno za obfite piersi i silnie penetrowałem jej odbyt, docierając do jego najgłębszych zakamarków. W uszach pobrzmiewał mi słodki głos najwyżej 20-letniej dziewczyny, która pierwszy raz czuła męski dotyk. W ciemności nocy i zaułku między murami klasztoru i kamienic naginaliśmy boskie prawa, by o grzechu więcej nie myśleć. Aż do spełnienia. Aż do momentu, gdy moje nasienie zostało w niej. Aż do momentu, gdy z jej ciała soki trysnęły obficie na bruk.