Zaczęło się, gdy miałam 16 lat. Jestem zgrabną, o drobnej budowie, blondynką. Tata zawsze się śmiał, że mam buzię niewiniątka a za skórą siedzi diabeł. W zasadzie ma rację.
Może dlatego zawsze przyciągałam spojrzenia, w tym także JEGO –Marcina, mojego nauczyciela od języka polskiego. Przystojny szatyn, z wielkimi, niebieskimi oczami, który przyszedł do naszej szkoły zaraz po studiach. Początkowo był bardzo stremowany, trochę nawet ciamajdowaty. A to się ubrudził kredą, a to stłukł kubek, a to przekręcał nasze imiona. Wiele osób w mojej klasie zaczęło z niego kpić i za plecami go parodiować, ale nie ja. Od początku coś mnie w nim urzekło. Może ten nieśmiały uśmiech? A może to, że w przeciwieństwie do „starszych” nauczycieli, widać było, że się jara tym, co mówi. Dlatego nie raz, nie dwa zostawałam po lekcji, dopytując się o dodatkowe sprawy. Z czasem zaczęła to być rutyna, a nasze spotkania przestały być jedynie moim dopytywaniem, lecz otwartą dyskusją. Profesorka wyraźnie cieszyło to, że ktoś nie tylko go słuchał, ale chciał pogłębiać swoją wiedzę.
W tamten szczególny piątek, znów zostałam po lekcji, aby przedyskutować mój udział w olimpiadzie przedmiotowej. Byłam zirytowana, bo wyjątkowo w trakcie lekcji unikał mojego spojrzenia, i ani razu nie pozwolił mi odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie.
– Czy coś się stało? – rzucił, notując coś w swoim kajeciku, gdy zostaliśmy sami.
– Chciałam porozmawiać.
– Nie ma o czym. Idź do domu. – mruknął i zaczął pakować swoje rzeczy. Zirytowana podeszłam do biurka, zmuszając go, aby na mnie spojrzał. Zmarszczył brwi i zacisnął usta.
– O olimpiadzie. – czułam, jak moja złość rośnie z każdą chwilą.
– Wszystko omówiliśmy. Idź już. – spojrzał na mnie ostro.
– Dlaczego pan jest dzisiaj taki…
– Jaki?
– Taki oschły?
Westchnął cicho i potarł nasadę nosa.
– Iza, po prostu dzisiaj nie mam czasu na zajęcia dodatkowe. A teraz zejdź z mojego biurka i idź do domu. – znów odwrócił wzrok. Nie rozumiałam tego.
– Ale…
– Dosyć. – warknął i wstał. Jego twarz była teraz zaledwie o centymetr.- Posłuchaj, bardzo doceniam to, że się uczysz, ale nie jesteś jedyną zdolną uczennicą w tej szkole.
Poczułam ukucie zawodu. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
– A żeby to szlag… – rzucił i przyciągnął mnie do siebie. Zaczęliśmy się dziko całować, nie zwracając uwagi na to, że ktoś mógłby nas przyłapać. Podciągnął mi bluzkę i przyssał się do sutka a ja jęknęłam, czując, że zaraz oszaleję. Drugą ręką ściągnął swoje spodnie a następnie zadarł moją spódniczkę. Na chwilę oderwał się ode mnie i spojrzał prosto w oczy. Niemo przytaknęłam, czując, jak rozpala mnie żądza. Poczułam jego fiuta przy wejściu do cipki. Drażnił się ze mną, ocierając się o moje rozpalone i bardzo wilgotne wargi. W końcu wszedł we mnie z całym impetem. Zamknęłam oczy, czując cudowne wypełnienie. Jego ruchy były szybkie, nerwowe, jakby od tego zależało życie. Ręka Marcina odnalazła moją łechtaczkę i zaczęła ją dodatkowo drażnić. Czułam jak z każdym pchnięciem zbliżam się do orgazmu, aż w końcu eksplodowałam, wbijając paznokcie w jego barki. Po kilku ruchach skończył i oparł się czołem o moje czoło.
– Pierwszy i ostatni raz. – mruknął, wycofując się ze mnie. Nie patrząc na mnie, ubrał się i wyszedł z klasy, zostawiając mnie oniemiałą.
Jednak to nie był ostatni raz. Od tamtej pory widywaliśmy się praktycznie przy każdej okazji, bzykając się, gdzie popadnie. Dziś jednak wszystko miało się zmienić. W ręku trzymałam test ciążowy i z duszą na ramieniu zapukałam do jego gabinetu.
– Profesorze, musimy porozmawiać…
Miałem podobne zdarzenie ale w roli belfra.