On sprawił, że poczułam, jakbym odzyskała życie. To było niesamowite. Ale co za tym szło? Teraz czułam się równie pustka jak on. Zestresowana, zamknięta. Nie chciałam już angażować się w ten świat, który dał mi osiemnaście lat szczęścia, a potem resztę życia w cierpieniu.
Nakazał mi iść naprzód. Żeby żyć dalej. Powiedziałam „tak”, ale bardziej dla niego niż dla siebie. Nie miałam nadziei. Od pierwszej diagnozy do chwili, gdy zasypałam ziemią jego grób, wiedziałam, że to koniec dla mnie. Mówią, że każdy znajdzie kogoś. Ale ja już nie miałam nikogo.
Wciąż prowadziłam zajęcia. Choć nie było to konieczne. Ubezpieczenie wypłaciło się. Finansowo czułam się bezpiecznie. Ale przynajmniej miałam coś do roboty. I to mnie łączyło z tym, co było, z moim życiem, które utraciłam. Niektórzy z moich klientów, tak myślałam o nich, byli moimi inwestycjami na dziesięciolecia. Widziałam, jak się rozwijali. Widziałam, jak kwitła ich muzykalność. Albo jak więdła, nigdy nie było pewności.
Chcesz więcej wrażeń ? Koniecznie sprawdź nasze najnowsze opowiadani erotyczne
Adam był jednym z nich. Trzeba przyznać, że był zagubioną duszą. Przychodził do mnie co tydzień przez dwanaście lat, od kiedy skończył trzynaście. Adam nie był jak inni uczniowie. Był introwertyczny. Trochę dziwny. Nadaktywny. Czasami dostrzegał zniewagi tam, gdzie ich nie było. Nie zawsze rozumiał rzadsze pochwały. Często nie rozumiał świata, zwłaszcza jego innych mieszkańców. Nie wiem, czy kiedykolwiek szukał diagnozy, on i jego matka. Ale jego umysł działał inaczej. Po prostu był Adamem. I polubiłam go.
Adam był jednym z moich sukcesów. Byłam z niego dumna. Był naprawdę utalentowany. Mógł dawać koncerty. Jego zręczność na instrumencie przewyższała moją. Chociaż jego psychika nie pozwalała mu na publiczne występy, grał tylko dla mnie i dla swojej mamy. Diament ukryty pod warstwami szarego kamienia. Ale jego muzyka sprawiała mi radość.
A dzisiaj, wino było winne. Przeglądałam jego piwniczkę. Wspominałam dobre czasy. Być może nalałam trochę za dużo do ostatniego kieliszka. Adam przyszedł. Punktualny jak zawsze. Jeśli zauważył mój zapach, nie powiedział nic. Usiadłam obok niego, czując ciepło i luz, gdy skakał palcami po klawiszach, być może był bardziej zrelaksowany niż ja.
Nagle popełnił błąd! To było szokujące. Nie dla większości moich uczniów, ale dla Adama? Wyrwałam się z alkoholowej zadumy i chwyciłam jego rękę. Nie mogłam jej puścić. Adam zazwyczaj miał opuszczone oczy, ale teraz patrzył prosto w moje, a ja niepewnie odwzajemniłam spojrzenie.
– Proszę pani…
– Proszę, Adam, mówiłam ci, że możesz mówić do mnie „ty”.
– Przepraszam, zapomniałem. Zastanawiałem się… Masz kogoś? Moja siostra ma chłopaka.
Zaczęłam wyjaśnienia. Że miałam męża, ale już nie mam.
– Ale dlaczego? Jesteś ładna. Ładniejsza niż moja siostra. A ona ma chłopaka.
Zdałam sobie sprawę, że wciąż trzymam Adama za rękę. Czułam jego pulsującą krew. Prawdziwa osoba. Bliskość. Minęło tyle czasu. Może przez alkohol, ale czułam się zmuszona do skupienia się na jednym z jego słów.
– Ładna? Ja? Mam czterdzieści siedem lat. I znam twoją siostrę. Jest ładna. Ja? Przestań!
– Nie tak ładna jak ty.
Głos Adama był racjonalny. Jak czytanie harmonogramu pociągów. Chciałam go pocałować. Zamierzałam. Zamknęłam oczy i nachyliłam się do przodu. Prawidłowo wykonane arpeggio brutalnie przywróciło mi zmysły. Uratowało mnie przed jeszcze większą głupotą.
– Tak lepiej, Adam. Wróćmy do gry.
Gdy Adam grał, moja głowa trochę się uspokoiła. Dzięki Bogu, nic się nie stało. Co ja sobie myślałam? Ale wciąż słyszałam jego słowa w mojej głowie: „ładna”. Nawet w moim wieku. Dlaczego nie?
Był taki jeden facet. Uparty. Irytujący. Jak klarneciści. Proponował kawę, obiad, kolację. Gdy Adam ożywił nuty Debussy’ego, wyjęłam telefon i znalazłam jego ostatnią wiadomość. Zaczęłam pisać odpowiedź.