Pani Wanda miała 34 lata, kiedy wychodziliśmy z liceum. Teraz minęło 10 lat od tamtej pory. Zorganizowaliśmy zlot absolwentów, a przynajmniej części ludzi z naszej klasy i kilku innych.
Jeszcze dzisiaj pamiętam ją tak, jakby to było wczoraj. Tyłek miała jak brzoskwinkę, piersi zawsze mocno upchane w dekolcie, a usta czerwone jak maki. Kto się w niej nie bujał? Tym bardziej, gdy szła korytarzem w tej swojej niebieskiej albo pomarańczowej sukience, które idealnie przylegały do ciała. Podobno dyrektor nie raz ją upominał, że sieje zgorszenie wśród uczniów. Ja bynajmniej zgorszony się nie czułem. Podniecony? Jak diabli…
Teraz, jako 28-latek, znów ją zobaczyłem. Ta sama klasa, ten sam styl… tyle że chyba sobie dodatkowo jeszcze cycki powiększyła, bo jej niemal wypływały z dekoltu. A może to efekt dwóch ciąż? Nie wiem… ale była teraz dojrzałą 44-letnią kobietą… A ja się czułem jeszcze bardziej nakręcony na nią niż kiedykolwiek. W końcu nasze spojrzenia spotkały się. Ona uśmiechnęła się szeroko i rozpostarła ramiona.
– Mateuszku! – zawołała, idąc w moim kierunku. Starałem się utrzymać spojrzenie na jej twarzy, ale ten biust się tak kołysał, że to było niemal niemożliwe.
– Dzień dobry, pani profesor – uśmiechnąłem się szeroko, maskując zakłopotanie.
– Jaka tam pani profesor – machnęła dłonią – Przecież teraz to jestem Wandzia dla was – objęła mnie mocno. Poczułem, jak jej piersi się rozpłaszczają na moim torsie. Tak, to był naturalny biust. Jak ona zachowała tę figurę po ciążach?
– Wygląda pani rewelacyjnie – uśmiechnąłem się – Chyba młodziej niż jak wychodziłem ze szkoły.
– Zawsze byłeś czarusiem – pokręciła głową, uśmiechając się słodko – Co nieco mi przez ten czas już zdążyło obwisnąć i w ogóle.
– Trudno to zauważyć – roześmiałem się.
Ona uśmiechnęła się znów. Zmierzyła mnie spojrzeniem i kiwnęła głową – Chodź. Napijemy się.
Rozmawiałem z kumplami tylko przez chwilę. Ale to z nią spędziłem najwięcej czasu teraz. Siedzieliśmy, gadaliśmy o różnych pierdołach. Typowe wspominki, ale czasem też niewybredne komentarze… Uważnie obserwowałem, jak przesuwała dłonią po biuście, ledwie go muskając. To wystarczyło, by pojawiła się gęsia skórka. Czułem, jak robiło mi się gorąco, jak wzrastało ciśnienie, jak kołnierzyk i spodnie zaczynały uwierać.
– Wiem, że się we mnie podkochiwałeś – stwierdziła w końcu.
– A kto tego nie robił? – zapytałem z uśmiechem, rozbawiony tą uwagą. Faktycznie, kto tego nie robił?
– Tyle że widzisz, Mateuszku – spojrzała na mnie tymi drapieżno jadowitymi oczami – Ja miewałam mokre sny o tobie… Nie byłeś prymusem. Ale znacznie wyrastałeś ponad swoich kolegów. Urodą, jak i emocjonalnie.
Tym mnie zaskoczyła. Przełknąłem głośno ślinę, patrząc na nią. Ona tylko przechyliła głowę w drugą stronę i uśmiechnęła się krzywo – To co? Będziesz się tak gapił? Czy znajdziemy jakieś ustronne miejsce?
– Wanda, ja…
– Nie Wanda – wstała z krzesła – Pani profesor – chwyciła mnie za dłoń i odprowadziła od stolika, przy którym siedzieliśmy. Nie wiedziałem, dokąd szliśmy. Ale ona wyraźnie wiedziała. Mokre sny ucznia miały się spełnić, przemknęło mi przez myśl. Ale czy to możliwe? Nie… Cholera, to nie mogło być…
A jednak było.
Po chwili znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu, które mogłoby robić za kantorek. Zaczęła mnie rozbierać z marynarki, krawata, rozpinała koszulę.
– Nie stój, jak sierota – sapnęła, siłując się z moimi guzikami. Ja nie miałem tyle roboty. Piersi były tak mocno wepchnięte w dekolt, że wystarczyło go nieco obniżyć. W momencie, gdy zobaczyłem w pełni jej wielkie cycki, nie miałem żadnych oporów. Jej duże, regularnie okrągłe sutki kusiły i zachęcały do ssania i masowania. Nie zdążyłem jednak nic zrobić, bo opadła przede mną na kolana i sprawnie rozpięła mi spodnie. Po chwili jej soczyście czerwone usta oplotły mojego kutasa. Oparłem się o ścianę i patrzyłem z góry, jak pracowała głową i ustami. Czułem, jak jej język sunie po spodzie penisa. Chwyciłem ją za włosy, a ona odepchnęła moją rękę.
Kutas wyskoczył z jej ust z głośnym mlaśnięciem – Kto tu jest nauczycielem? – uderzyła się nim kilka razy o twarz, patrząc na mnie srogo.
– Pani, pani profesor.
– Zgadza się – połknęła go znów. Ssała mocniej, a ja tylko próbowałem się nie spuścić. Nagle poderwała się i usiadła na jakimś starym stoliku – Nie mam majtek – poinformowała mnie, rozkładając nogi. Cipka była na wierzchu. Dojrzała, a jednocześnie starannie wypielęgnowana, z lekką fryzurką u góry – Nie baw się w lizanko… zrób, o czym zawsze marzyłeś.
– Pani profesor…
– Do dzieła, Grzegorczyk – sapnęła i przyciągnęła mnie. Zaczęła mnie całować, a ja, jak grzeczny uczeń, zrobiłem, co kazała. Wetknąłem penisa w jej cipkę i zacząłem nim energicznie ruszać. Robiłem to, o czym marzyłem wiele lat po szkole jeszcze. Pieprzyłem swoją wychowawczynię, która była najlepszą dupą w całej szkole. Nawet uczennice jej nie dorównywały. A teraz ja wypełniałem kutasem jej ciasną szparę.
Odepchnęła mnie i wypięła się mocno, opierając łokciami o stolik.
– W drugą. W drugą dziurkę – spojrzała na mnie, a ja posłusznie splunąłem najpierw na jej wypielęgnowane brązowe oczko, a następnie wcisnąłem penisa w nie. Zawyła przez zaciśnięte zęby, a ja powoli wciskałem go głębiej. Nie uprawiałem wcześniej analu. Ale jeśli miałem to robić, to tylko z nią. W końcu pchnąłem mocniej penisa do przodu, a ona zaskowyczała. Rytmicznie ruszałem biodrami tył i przód, jej pośladki falowały, ona jęczała, jej skóra pod moimi dłońmi zrobiła się mokra. To było wszystko dla mnie za wiele.
Po chwili zalałem jej dupcię spermą. Trzymałem kutasa całego wbitego w jej tyłek, a ona przyjmowała cały ładunek. Kiedy skończyłem, opuściła tylko sukienkę, dała mi chusteczkę.
– Doprowadź się do porządku. Następna lekcja za godzinę – poklepała mnie po policzku i wyszła. Dyszałem, patrząc za nią. Wydawała się niezmordowana. I zadawałem sobie pytanie – czemu tak długo czekałem?