Należę do grupy zapaśniczej, w której mocno kultywowane są stare tradycje. W końcu zapasy sięgają swoimi korzeniami gdzieś do starożytnej Grecji, więc często się pojawiają do tego odniesienia. Niektórych to bawi, ale mi się podoba. Zauważyłem, że tak samo na te opowieści reaguje Filip. Jest nieco młodszy ode mnie, ciało ma ładnie wyrzeźbione. Takie ciacho.
Członkowie naszej ekipy mają swobodny dostęp do sali treningowej, gdzie możemy ćwiczyć, ile się da. W końcu najważniejsze, abyśmy odnosili sukcesy. Stąd też mogliśmy przyjść nawet na 10. wieczorem, jeśli tylko nas naszło. I tak właśnie umówiłem się z Filipem. Byliśmy już obaj ubrani w swoje stroje. Patrzyłem, jak mocno materiał obciska mu krok. Był to przyjemny widok.
Mieliśmy kilka zwarć. Kilka razy rzucaliśmy się na matę. W końcu przerwa.
– Ty słuchaj… – odezwał się, dysząc cicho – A może, jak nasz trener tak naciska na tradycję, spróbujemy jak sami Grecy?
– To znaczy, jak? – zerknąłem na niego, ciekaw, do czego brnie.
– No nago – wyjaśnił od razu – Jestem ciekaw, jak oni dawali sobie radę z majtającymi fiutami przed twarzą – roześmiał się, przyciskając wierzch dłoni do ust.
Zastanowiłem się chwilę. Przepłukałem usta wodą i skinąłem głową, zgadzając się na pomysł. Nie dlatego, że byłem ciekaw, jak czuli się greccy zapaśnicy. Chciałem go po prostu poczuć blisko siebie.
Rozebraliśmy się i stanęliśmy naprzeciw siebie. Patrzyłem na niego, jak lekko bujał się na boki w pozycji. Szukał sposobu, jak mnie złapać i obalić. I znów zwarliśmy się. Nasze nagie, umięśnione ciała wiły się i ślizgały. Czułem jeszcze wyraźniej jego mocny zapach potu. Skóra jego ciała była napięta, twarda, a jednocześnie gładka. Przechwyt. Włożyłem mu przedramię między nogi i go obaliłem. Poczułem na ręce jego jądra i penisa. Wcześniej miałem okazję się tylko nieco przyjrzeć pod prysznicami, a teraz ich dotykałem. Jego klejnoty robiły naprawdę spore wrażenie. Tym bardziej że były elegancko wygolone.
Chwila szamotaniny w parterze, aż w końcu odklepał. Pierwsza runda była moja.
– Jak starożytni Grecy – uśmiechnąłem się.
– O tak – odpowiedział tym samym i znów się zwarliśmy. Tym razem przypadł do mojego pasa. Policzek więc miał na wysokości mojego podbrzusza. Bez wysiłku uniósł mnie i obalił, a musiał jeszcze tylko utrzymać na podłodze. Trzymał silnie. I czułem, jak się ocierał o mój sprzęt. To zaś nie mogło przejść bez reakcji. Zacząłem momentalnie twardnieć, mimo że wcześniej całkiem nieźle się wstrzymywałem. Teraz jednak nie było rady. Czułem, jak mój penis nabrzmiewa i napiera na niego, a on wciąż nie puszczał. Wyrywałem się, próbowałem wyjść z klinczu… i wtedy poczułem mokre usta na główce penisa. Spojrzałem w dół. Widziałem, że zszedł na wysokość moich bioder i chwycił fiuta wargami. Ssał go mocno, z zapamiętaniem. Spojrzał w górę i uśmiechnął się psotnie, by zaraz przyspieszyć.
Nie oponowałem. W końcu podobał mi się i miałem nadzieję, że kiedyś do tego dojdzie. Zamiast więc odpychać się od niego, zacząłem dopychać jego głowę do mojego penisa. Pchałem mu go głęboko w gardło, a on przyjmował go bez większego wysiłku. Co najmniej tak, jakby robił to codziennie.
Z każdą chwilą byłem coraz sztywniejszy, a jego ślina coraz silniej oblepiała mój sprzęt. W końcu z głośnym cmoknięciem wyjął go i uderzył się nim o policzek, zostawiając mokry ślad na lekkim zaroście.
– Wiesz? – przełknął ślinę z wysiłkiem – Lubię być pod tobą na macie… ale tym razem – uniósł się na dłoniach i po chwili przykucnął nad moim fiutem, ocierając nim o swoje pośladki – Tym razem chcę być na tobie… – opadł mocno, nadziewając się na niego. Westchnął i stęknął głośno.
– To pokaż, na co cię stać, chłopcze… – wycedziłem przez zęby. Zaczął podskakiwać, a jego fiut wdzięcznie się kołysał w górę i w dół z każdym ruchem. Miał sporo krzepy, więc ujeżdżał mnie naprawdę silnie. Chwyciłem go za sprzęt i zacząłem solidnie masować.
Był sztywny, efektownie użylony, a jego główka była już mokra z podniecenia. Na twarzy Filipa malowała się głęboka rozkosz, jaką przeżywał oraz pożądanie, które go paliło. Jego mięśnie pięknie się napinały, a ja mogłem podziwiać jego atletyczną muskulaturę. Młody Apollo… takie było moje pierwsze skojarzenie.
Zmieniliśmy konfigurację. W końcu mówił, że lubił być pode mną, więc zrzuciłem go z siebie, obróciłem na brzuch i dosiadłem mocno od tyłu. Przywarłem całym ciałem do niego i mocno posuwałem w jego ciasny tyłek. Pośladki miał takie, że mógłby nimi kruszyć orzechy. Nie trzeba było więc długo czekać na efekt. Przyduszałem go lekko przedramieniem, kompletnie odpływając, gdy nagle spuściłem się w jego dupci. Zostawiłem mu tam solidny ładunek białej śmietanki. Dyszeliśmy obaj, zmęczeni naszymi zapasami. A to była dopiero druga runda.