Mówi się, że co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas… Tyle że to wcale nie było Vegas, a Kraków. Ale poza tym – trafiliśmy do kasyna. Był to wieczór kawalerski mojego kumpla. Nie obyło się więc bez alkoholu, ale główną atrakcją była wyprawa właśnie na pokera, ruletkę i inne gry hazardowe. Moją uwagę jednak przykuł najbardziej stół z kośćmi. Zawsze lubiłem w nie grać, już za dzieciaka poznawałem zasady i ogrywałem wszystkich z różnych fantów. Tym razem miałem zagrać o poważną kasę. Dosiadłem się więc, a po chwili rzucałem kośćmi. Dwie przegrane, dwie wygrane. Średni wynik, ale nie poddawałem się.
Passa się tak wahała przez pewien czas, aż obok mnie usiadł chłopak, na oko może 21-letni, o ciemniejszej cerze i równie ciemnych włosach. Oczy miał orzechowe, a usta pełne i ładnie wykrojone. Przypominał trochę Kreola albo Mulata. Tak czy inaczej… wpadł mi w oko. I od tamtej pory, o dziwo – passa się trzymała na plusie. Prawie każdy rzut kończył się wygraną, z drobnymi potknięciami. Zwróciłem się do niego.
– Chyba przynosisz mi szczęście, bo odkąd usiadłeś obok…
– Właśnie widzę – uśmiechnął się lekko. Widziałem, jak otaksował mnie spojrzeniem – Choć zwykle takie rzeczy mówi się kobietom, co?
– Zwykle – przytaknąłem mu, nie odwracając wzroku. Przywitał to z uśmiechem. Czyżby moje szczęście miało mi jeszcze bardziej dopisać tego wieczoru? O tym miałem się przekonać później.
Stałem tam jeszcze kilkanaście minut, aż mój szczęśliwy „amulet” usiadł bliżej, niemal przywierając do mojego boku. Dopingował mnie przy każdym rzucie, dawałem mu kości do chuchnięcia na nie… I zgarnąłem sporą sumkę. W końcu zakończyłem grę.
– Chodź, postawię ci drinka – zaproponowałem – Przynajmniej tyle mogę zrobić.
– Myślę – uniósł spojrzenie, wyraźnie zastanawiając się nad czymś – że możesz zrobić dla mnie więcej… Postawić więcej niż tylko drinka.
Z początku nie rozumiałem, o co chodzi. Myślałem, że chce ode mnie kasę. Ale dopiero w chwili, gdy poczułem jego dłoń sunącą wzdłuż mojej nogawki, zorientowałem się, że stać ma zupełnie coś innego.
– Pytanie tylko – spiorunował mnie spojrzeniem – czy starczy ci na to odwagi.
– Może sprawdzimy to w toalecie? – zaproponowałem.
Uśmiechnął się tylko i pociągnął mnie lekko za krawat za sobą. Szliśmy między ludźmi, a ja czułem, jak serce wali mi, jak młotem. Byłem pewien, że zaraz wyskoczy z piersi. Zamiast tego jednak, gdy znaleźliśmy się w końcu w kabinie, z moich spodni wyskoczył penis, którego on od razu chwycił w dłonie i zaczął mocno masować.
Jego uścisk był miły, ciepły, a jednocześnie stanowczy. Doskonale wiedział, co robił. W końcu – który facet nie wie, jak się zabawiać fiutem. Napluł na niego, wylizał starannie i sam zaczął rozbierać się ze swoich spodni.
Dotykałem jego klatki. Czułem wyrzeźbione pod koszulą mięśnie. Wpiłem się w jego usta, chcąc poczuć ich smak i miękkość na moich. Były dokładnie takie, jak sobie je wyobrażałem. W końcu obróciłem go gwałtownie tyłem do siebie. Chwycił się mocno za szczyty ścianek kabiny, a ja powoli wkroczyłem w jego tyłek.
Wąska dupcia powoli wpuszczała mojego penisa do środka. Nie napierałem z całych sił. Nie chciałem zrobić mojemu „szczęściu” krzywdy w końcu. Ale gdy już byłem pewnie osadzony w jego tyłku, zacząłem go solidnie posuwać. Cała kabina chodziła w rytm moich pchnięć. Jego umięśnione, niewielkie, a przy tym krągłe pośladki falowały z każdym pchnięciem. Pochyliłem go mocniej. Pragnąłem go zdominować. Chciałem, by był nie tylko moim amuletem, ale i moją suką.
A jemu ta rola wyraźnie przypadła do gustu. Napierał na mnie z każdym wypchnięciem moich bioder. Dyszał ciężko, z całych sił trzymając się górnych krawędzi kabiny. W pewnym momencie wszedłem po jaja i utkwiłem tak. Naplułem na dłoń i sięgnąłem do jego fiuta. Zacząłem go mocno masować. Czułem, jak sztywny drżał pod moim dotykiem. Jak się napinał, niemal gotów do wystrzału. Jednak z każdą chwilą, gdy jego oddech przyspieszał, ja zwalniałem.
Droczyłem się z nim tak przez pewien czas, aż w końcu sam zacząłem ostro go pieprzyć, trzepiąc przy tym jego pałkę. Spuściliśmy się niemal jednocześnie. Trysnąłem mocno, głęboko w jego dupci, a on – spuścił się na rezerwuar. Z podziwem patrzyłem, ile tego z siebie wyrzucił.
Staliśmy tak przez chwilę, wciąż zwarci ze sobą. Ja wciąż tkwiący w nim. Z tego wszystkiego wyrwało mnie dopiero to, gdy przyszły pan młody przyszedł do toalety, szukając mnie. Więcej się z moim szczęściem nie spotkałem… ale kasa się przydała, a wspomnienia zostały.