Zazwyczaj starałem się stronić od ludzi. Nie chodziłem na imprezy, omijałem nawet spotkania towarzyskie. Taki mamy klimat… Mimo tego podziwiałem moich znajomych, że zawsze próbowali mnie gdzieś wyrwać. Jednego razu wiercili mi już w brzuchu tak dziurę, że nie mogłem nie ulec.
Zaciągnęli mnie do „Fanaberii”, lokalnego klubu dla gejów. Rozświetlające wnętrze neony i światła dyskotekowe tworzyły magiczny klimat. Kiedy wchodziliśmy, nie było tańców, a pokazy drag queen. Zawsze miałem okazję oglądać je tylko w sieci, a teraz mogłem zobaczyć to na żywo. Tyle pozytywnej energii… Miałem uśmiech na twarzy przez cały czas. To był jakiś konkurs, wygrał uczestnik przebrany za Cher, śpiewający „Do you believe”. Później przyszedł czas na to, by bawić się na parkiecie. Nie często miałem do tego okazję. Ale jak już wychodziłem na niego… byłem jak zwierzę. To był zawsze moment, gdy mogłem się totalnie wyszumieć, a że rzadko bywałem w lokalach, korzystałem, jak tylko mogłem. Moi znajomi zawsze się ze mnie śmiali, ale teraz miałem dodatkowo okazję bawić się w końcu w klubie dla takich, jak ja.
Poczułem czyjeś dłonie na swoich biodrach. Obejrzałem się odruchowo, zwykle gotów do tego, by w takich sytuacjach się bronić. Gdy jednak moje spojrzenie spotkało się z ciemnymi oczami blondyna, który był o pół głowy wyższy ode mnie, uśmiechnąłem się tylko i dałem mu się prowadzić. Przywarł kroczem do mojego tyłka. Czułem, że mu się podobam. Tyle że nie byłem pewien, czy on podoba się mi wystarczająco, więc szybko się zawinąłem. Drugi zainteresował się mną mulat. Ten to miał oczy jak opale, do tego silne dłonie, którymi trzymał mnie silnie za pośladki. Ten jednak też nie pasował mi aż tak bardzo.
W końcu siadłem odpocząć przy barze i wtedy pojawił się on. Dojrzalszy już nieco, szpakowaty, przystojny jak sam diabeł… Usiadł obok mnie.
– Widziałem, jak tańczysz… ewidentnie lubisz poczuć się wyzwolony, co?
Zaśmiałem się – Brawo Sherlocku.
– Nie lubię stwierdzać oczywistych rzeczy – zmarszczył lekko brwi – Ale czasem to pomaga przełamać mi nieśmiałość.
– Taki facet jak Ty? Nieśmiały? – machnąłem dłonią – Daj spokój…
– A dasz sobie zamówić drinka?
Pomyślałem, że czemu nie. Noc jeszcze młoda. Zamówił ich kilka. Wypiliśmy je, rozmawialiśmy długo, a dobrze nam się rozmawiało… Nie wiem kiedy nawet, objęci całowaliśmy się. Pachniał drzewem cedrowym i świeżym tytoniem. Męska, silna woń, która mocno na mnie działała. Zaproponował, żebyśmy poszli do niego. Zapomniałem nawet o moich znajomych, a i oni chyba widzieli, że dobrze się bawię.
Ledwie weszliśmy do przedpokoju, a rzucił się na mnie, jak zwierzę. Pozwoliłem mu na to. Sam niecierpliwie dobierałem mu się do paska, gdy jego język drążył moje usta niespokojnie. W końcu opuściłem jego spodnie, padłem przed nim na kolana i zacząłem pieścić jego rosnącego fiuta. Tam też pachniał wyjątkowo pięknie. Ewidentnie się przygotował na miły wieczór. Ssałem mu z zapałem, patrząc w górę, szukając kontaktu z jego oczami. Spotkałem je niemal od razu. Rozciągnąłem usta w uśmiechu, łykając głębiej jego smaczną pałkę.
Oderwałem się od niego, a długa stróżka śliny pociekła mi z ust. Pogłaskałem go po jajach. Były całkiem spore.
– Co jeszcze nim potrafisz? – prowokowałem go. Roześmiał się, a po chwili mnie poderwał z podłogi. Obrócił mnie gwałtownie i zdarł mi spodnie z tyłka. Obejrzałem się, widziałem, jak jego penis zaczyna ocierać się o moje pośladki. Bił o nie. Jednocześnie sięgnął do mojego fiuta.
– Gentleman – zachichotałem.
Masował go intensywnie, a jednocześnie powoli wciskał się w mój tyłek. Był spory. Nie zdawałem sobie sprawy, jak duży był, gdy trzymałem go w ustach. Z drugiej strony… dawno nie miałem okazji być w takiej sytuacji. Na szczęście cały czas nawilżał go śliną i to dość obficie. Wchodził gładko, a jednocześnie mocno. Pragnąłem go. Pragnąłem tego. Chciałem, by mnie zerżnął, jak dziwkę. Wypiąłem się mocniej, opierając dłonie o ścianę. Zaczął napierać silnie biodrami, jednocześnie trzepał mi solidnie fiuta.
Odepchnąłem go. Chwyciłem za rękę i poprowadziłem w głąb mieszkania. Znalazłem salon i, co najważniejsze, sofę. Pchnąłem go na nią i dosiadłem od tyłu. Zacząłem mocno skakać na jego penisie. Przejąłem kontrolę… uwielbiałem to. Jego dłonie obejmowały moje pośladki, a ja, ostro, jak ostatnia szmata, ujeżdżałem go, czując, jak głęboko wchodzi w mój odbyt. Na początku się hamowałem, starałem się zaciskać usta. Ale później już nie wytrzymałem. Wydawałem z siebie rytmiczne jęki, za każdym razem, gdy wchodził głębiej. Nasze ciała zderzały się z głośnym plaśnięciem.
Zrzucił mnie z siebie. Pchnął na sofę i sam chwycił mojego ptaka w usta. Wstyd mi trochę było, bo nie miałem się czym szczególnie pochwalić, ale jemu to nie przeszkadzało. Ssał go mocno. Widziałem, jak jego szpakowata czupryna schodziła w dół, to znów podrywała się do góry. Nie mogłem wytrzymać długo. Byłem zbyt podniecony. Strzeliłem w jego ustach. Raz, drugi, trzeci. Czułem, jak główka mojego penisa pływa w jego ślinie i mojej spermie. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Połknął wszystko.
– Mogłeś ostrzec, że dochodzisz… – obrócił mnie gwałtownie na brzuch.
– Nie miałem siły – wymruczałem, wypinając się mocno. Wszedł znów. Ostro. Tym razem znów był jak zwierzę. Pieprzył mój tyłek tak, jak nikt wcześniej. Wyłem w tapicerkę, czując, jak niemal rozrywa moje zwieracze. Trwało to jakąś chwilę, gdy nagle poczułem, jak silnie pulsuje we mnie. Wyrwał go, eksplodował na moje pośladki i plecy, dysząc przy tym, jak byk rozpłodowy. Podniosłem się lekko na łokciu. Obejrzałem się. Widziałem, jak sperma spływała mu jeszcze z kutasa. Chwyciłem ją w palce i oblizałem je. Wyraźnie mu się to spodobało… a noc się jeszcze nie skończyła.