W momencie, gdy moja firma ma zawrzeć bardzo lukratywną współpracę, zawsze wolę dopilnować wszystkiego osobiście. Tym razem też tak było. To miał być strategiczny partner, z którym rozwiniemy się i wejdziemy na nowe rynki. Dlatego pojechałem osobiście negocjować warunki.
Zostałem wpuszczony do dużej sali konferencyjnej z owalnym stołem, przy którym spokojnie zasiadłoby jeszcze z 30 ludzi. Zastanawiałem się, czy mój rozmówca przyjdzie sam, czy z prawnikami albo świtą z firmy. Drzwi nagle się otworzyły i stanął w nich wysoki, przystojny mężczyzna. Mógł mieć może 35 lat, bo jego skronie i broda ozdobione były pojedynczymi pasmami srebrnych włosów, a twarz pozostawała młoda. Przyznaję, zrobiło to na mnie wrażenie, lubię szpakowatych facetów. Uśmiechnąłem się jednak formalnie, w końcu chodziło o interesy.
Gdy podszedł bliżej, mogłem przyjrzeć się mu lepiej. Miał na sobie dobrze skrojony garnitur, ewidentnie szyty na miarę. On sam zaś… był nieźle zbudowany. Wyciągnął rękę, a nim ją uścisnąłem, poczułem zapach piżma, pieprzu i pomarańczy. Ciekawe, nieco egzotyczne połączenie, jeszcze podkreślone jakby wonią igliwia sosnowego. Uścisk jego dłoni był stanowczy, ale i uprzejmy.
– Maciej Szeląg – przedstawił się. To był sam prezes… co mnie nieco zdziwiło – miło mi.
– Andrzej Turczyk, mi również – usta mimowolnie rozciągnęły mi się w szerszym uśmiechu. Nie mogę powiedzieć, facet działał na mnie.
– Możemy sobie mówić po imieniu? Będzie nam łatwiej, myślę.
– Jak najbardziej.
Usiedliśmy przy stole. Zaczęliśmy rozmawiać o wspólnych perspektywach warunkach. To były twarde negocjacje, które się przeciągały nieco. Sekretarka donosiła nam herbaty, kawy i jakieś przekąski. Starałem się maksymalnie skupić na tym, o czym mówiliśmy, ale moją uwagę przyciągały też jego oczy. Niemal cały czas zmrużone, piwne, do tego w parze z zawadiackim uśmiechem robiły naprawdę mocne wrażenie.
Po dwóch godzinach, gdy już większość podstawowych spraw mieliśmy dopiętych, spojrzał na mnie jakoś tak inaczej.
– Jakich perfum używasz? – zagadnął.
– A… to nasz wyrób. Wiesz, uważam, że korzystanie z własnych produktów stanowi najlepszą reklamę…
– Zgadzam się, a jaka mieszanka? – przechylił głowę, patrząc na mnie z zainteresowaniem.
– Głowa to lilia i wosk pszczeli, serce natomiast to drzewo sandałowe, a bazę stanowi mango i tytoń.
– Interesujące… Pozwolisz, że powącham?
Zdziwiło mnie to. Otworzyłem nieco szerzej oczy, ale przytaknąłem. Wyciągnąłem do niego nadgarstek, ale on wstał, obszedł mnie i przykucnął za mną. Poczułem jego nos tuż przy swojej szyi. Zaciągnął się, muskając jego koniuszkiem o moją szyję, co spowodowało, że palce u stóp się mi lekko zawinęły.
– Pięknie pachnie… i to na twojej skórze – gładził moje ramiona. Napięcie, jakie pojawiło się na początku, powoli ustępowało, rodząc we mnie falę pożądania. Spojrzałem w górę, a on pochylił się do mnie i pocałował mnie w usta. Zupełnie bez ostrzeżenia, znienacka. Oddałem mu ten pocałunek, dotykając jego szyi dłonią. Wstałem, bo nie chciałem być zupełnie bierny, ująłem jego twarz w dłonie i zacząłem go chciwie całować. Może i moje perfumy ładnie pachniały, ale jego… mąciły mi totalnie w głowie.
Zaczął rozpinać mi pas, włożył mi dłoń w spodnie i chwycił za penisa. Westchnąłem podniecony, czując, jak zręcznie porusza zaciśniętymi palcami, mimo że wciąż miałem ubrania na sobie. Minęło może kilka sekund, kiedy posadził mnie na stole, zdarł spodnie do samego dołu wraz z bokserkami i chwycił penisa w usta. Robił loda perfekcyjnie, otulając swoimi mięsistymi wargami mojego członka. Dociskałem jego głowę, by wziął go głębiej, na co on nie protestował, tylko z ochotą sięgał aż po jądra.
W końcu oderwał się, spojrzał w górę i uśmiechnął się. Cały czas masował mojego penisa. W końcu wstał, ściągnął spodnie i oparł się o stół. Miał boski tyłek. Nie tylko ogolony, ale perfekcyjnie wyćwiczony. Splunąłem mocno między jego pośladki i penisem rozsmarowałem gęstą ślinę. Podałem mu dłoń, by na nią splunął i nałożyłem więcej „lubrykantu”, by zaraz wejść w jego dupcię.
Był przyjemnie ciasny. Mimo że wszedłem dość mocno, to nie sprawiło to nam większego problemu. Nie posuwałem go mocno. Był pięknym mężczyzną, który zasługiwał na czułość. Rytmicznie, w spokojnym tempie więc zacząłem penetrować jego anus, dłońmi pieszcząc pośladki, dotykając ciała, sięgając też jego penisa. Masowałem go, sam pragnąłem go w swoich ustach. Napięcie, sytuacja i emocje, a także późna godzina sprawiły, że doszedłem szybko, wypełniając jego tyłek moją gęstą białą śmietanką.
Opadłem na niego. Obaj dyszeliśmy z podniecenia, usatysfakcjonowani tym, jak to się potoczyło, choć trwało tak krótko.
– Mamy tę umowę – wyszeptał – Ale liczę, że to nie będzie jedyny raz