Każdy zna opowieść o czerwonym kapturku i o tym, jak czarny, zły wilk pożarł jego babcię i jego… Cóż. Tym razem to ja byłem czerwonym kapturkiem, babci nie było, a rzecz działa się nie tyle w lesie, co w miejskiej dżungli. Czarny wilk zaś… cóż, to charakter, a nie tylko istota.
Wyjechałem do Stanów, do Nowego Jorku, całkowicie zielony, na żywioł. Starałem się tam odnaleźć jakoś, pracować, mieszkać jak inni, ale… było trudno. Pracy specjalnie nie było, a przynajmniej nie w sektorze, w którym ja mógłbym coś więcej od siebie dać. Miałem już wracać do Polski, gdy spojrzałem w lustro. Przyglądałem się sobie przez chwilę… i pomyślałem, że przecież dobrze wyglądam. Że nie muszę zarabiać w sposób konwencjonalny. Znalazłem portal sponsorski i ogłosiłem się, że szukam sponsora.
Było kilka zgłoszeń, ale szczególnie jedno zwróciło moją uwagę. Czarny, dość dojrzały już mężczyzna, który oferował sporo, bo nie tylko przeniesienie się do nowego lokum, ale i sporą… pomoc finansową.
Spotkaliśmy się kilka razy. Od razu zaznaczył, że podoba mu się moja słowiańska uroda. W końcu miałem dość jasną cerę, mysi blond włosy i zielone oczy. Do tego byłem dość drobnej budowy. On? On z kolei to co innego. Był wysoki i barczysty prawie jak niedźwiedź. Nie mogę przy tym powiedzieć, że był gruby – był po prostu napakowany. Nie powiem, przerażało mnie to trochę, ale z drugiej strony… kusił. Zwodził, zupełnie jak ten wilk, co się przebrał za babcię.
W końcu umówiliśmy się u niego w domu. Była to niemal willa. Domyślałem się, że facet musi być szychą. Nie pytałem, w jakiej branży. Nie jestem pewien, czy chciałem wiedzieć. W każdym razie mógł mieć wielu mężczyzn, kobiet… kogokolwiek by chciał. Czemu wybrał mnie? Może po prostu byłem dostawką do kolekcji… Mimo tych rozważań poszedłem do niego.
Przywitał mnie z pełną kulturą. Kolacja, drogie wino, przyjemna rozmowa… Aż w końcu trafiliśmy do łóżka. Tu wyszło z niego prawdziwe zwierzę.
Nie był czuły, ale mi to nie przeszkadzało. Dotykał mnie jak eksponat. Wyraźnie czułem jego pragnienie, jego chęć sprawdzenia czegoś, czego ewidentnie do tej pory nie znał. Rozebrał mnie do naga i obchodził dookoła, oglądając mnie dokładnie. Chwalił to, że nie ćwiczyłem. Wyraźnie wolał drobniejszych mężczyzn. Aż w końcu pchnął mnie na łóżko.
Upadłem na pośladki, patrząc na niego nieco przestraszonym spojrzeniem. Nie byłem gotów na to, co ujrzę. Potężny, czarny penis zawisł przed moją twarzą. Nie wyobrażałem sobie w ogóle, by go objąć ustami, ale musiałem spróbować. Widziałem… czułem, że on tego ode mnie oczekuje. Rozszerzyłem więc usta tak szeroko, jak tylko mogłem, a gdy już udało mi się go wsadzić w nie, poczułem, jak dociska moją głowę do siebie. Uderzałem o jego uda, o podbrzusze, ale naparł tak silnie, że gruba główka przebiła się między migdałkami i dotarła głęboko do gardła. Nie mogłem już nic zrobić, więc przyjąłem tę rolę i, krztusząc się, ciągnąłem mocno czarną maczugę.
Odepchnął mnie od siebie, ale tylko po to, by unieść moje nogi za kostki i ustawić sobie mnie wygodnie. Widziałem, jak jego czarny kutas lśnił od śliny. Nie wyobrażałem go sobie w moim tyłku. Ale on i tak spróbował. Sięgnął po lubrykant, zlał nim mój rowek i zaczął wciskać tego potężnego penisa w mój wąski odbyt. Nigdy czegoś podobnego nie czułem. To bolało, ale jednocześnie sprawiało nieopisaną przyjemność. Ustawiłem biodra tak, by mógł wejść łatwiej, a gdy już był w połowie – dopchnął go z całych sił. Mogłem już tylko jęczeć, bo nawet nogi miałem unieruchomione. Trzymał je za kostki w górze, więc byłem całkowicie zależny.
Wycofał się, a później znów wbił się po same jądra, które z plaskiem uderzyły o moje pośladki. Z powolnych ruchów jednak szybko przeskoczył do galopu. Czułem, jak bezlitośnie mnie rozjeżdża, niemal rozpruwa. Kiedy on ledwie sapał, ja darłem się na całe gardło. Gruby, zwalisty kształt mocno masował moją prostatę, więc ból mieszał się z rozkoszą, jaką w ogóle ciężko opisać.
Zręcznie i bez większego wysiłku obrócił mnie na brzuch i naparł na mnie. Wgniótł mnie przy tym niemal całego w materac, gdy dosiadał mojego tyłka. Nigdy nie miałem czarnoskórego, więc te długie i głębokie pchnięcia były zupełnie jak podróż w nieznane. Ledwo łapałem oddech, gdy on mogłoby się wydawać – dopiero się rozgrzewa.
Poczułem, jak jego potężne przedramię oplata moją szyję i zaciska się lekko na grdyce. Przyduszał mnie na tyle, bym miał ograniczony, ale nie odcięty oddech. Czułem go całego na swoich plecach, trzymając się kurczowo jego ręki. W końcu i on zaczął jęczeć, aż w końcu ryknął, zawył jak wilk, a ja poczułem, jak z jego penisa wystrzeliła potężna salwa spermy, wypełniająca mój tyłek. Dyszał do mojego ucha, pachniał piżmem i winem. Dyszałem pod nim, całkowicie bez tchu… A on po chwili po prostu wyszedł ze mnie, a później z pokoju… To był mój sponsor. To był mój osobisty wilk, który w Ameryce pożarł mnie na dłużej. I mi to pasowało.