W swoich licznych przygodach, jakie odbyłem, zaglądałem nie tylko siół zajętych przez ludzi, ale i starsze rasy. Tym razem przeznaczenie poniosło moje kroki w samo serce elfiego państewka, a konkretniej mówiąc do jego stolicy, Laveneru. Ach, piękne to budynki i uliczki, ciągnące się całymi milami. Bruk tak ubity, że tylko krasnoludzkiej robocie ustępuje. Nic to jednak, jak pomyślisz o głównej atrakcji Laveneru. Burdelach.
Nie mogłem oczywiście sobie tej przyjemności odmówić. Kiedy tylko przeszedłem przez próg przybytku, opadły mnie zewsząd dziewuszki wyglądające jak nastoletnie niewiasty, choć w rzeczywistości mogły być o wiele starsze ode mnie. I w tym momencie zdębiałem, bo wydawało mi się, że nie ma grubych elfów. Ale, jak każda dobra burdelmama, tak i ta elfka była solidną matroną.
– Czego chcesz, młodzieńcze? Czego ci trzeba? – zakołysała tłustym biustem – Znajdziesz tu spełnienie każdego swojego pragnienia. Inaczej nie nazywałabym się madame de Lesipa.
– Dobrodziejko – uśmiechnąłem się – szukam czegoś specjalnego. Z klasą, a jednocześnie z absolutnym wyuzdaniem. Połączenie dziewczęcego wdzięku z doświadczeniem i pełnymi kobiecymi kształtami. Harmonii między absolutnym kurestwem a niewinnością godną dziewicy.
– Żony u nas nie znajdziesz – odparła twardo.
– A któż mówi o żonie? Ja jeno na noc przygody szukam.
Widziałem, że zaczęła główkować. Przyłożyła tłusty jak serdelek palec do zaskakująco kształtnych i ponętnych ust. Z pewnością, gdy była młodsza, chętnie ją wybierano do łożnicy. W końcu pstryknęła palcami.
– Mam, ale to nie będzie mały wydatek.
– Jakem mag Puchacz… stać mnie – odparłem, przybijając swoje słowa uderzeniem pięści w klatkę piersiową, aż zadudniło dookoła.
– Tysiąc koron. Nieoberżniętych.
– Tysiąc elfich koron? – powtórzyłem powoli – Toż to rozbój!
– Jak chcesz, to idź sobie dymać w innych przybytkach, gdzie nie uświadczysz Gevenny.
W tym momencie zza kotary wyszła na oko osiemnastoletnia dziewoja o pełnym, kształtnym jak pomarańcze biuście, kibici tak wąskiej, że objąłbym ją obiema dłońmi, a biodrami szerokimi jak u matki. W sarnim spojrzeniu była nieśmiałość, ale uśmiech miała godny kurtyzany z millenialnym doświadczeniem. Ubrana była w dwuczęściowy strój, ledwie paseczki, zakrywające jeno najważniejsze części, pozostawiając niewiele dla wyobraźni.
Bez słowa odpiąłem od paska sakiewkę, nawet nie licząc, ile było w środku. Podałem ją burdelmamie, a ona rozrechotała się, jak na jej tuszę przystało.
– Jak widzą Gevennę, to każden jeden jej ulega!
– Chodźmy na górę – zabrzmiał łagodny, ciepły głos Gevenny. Pokiwałem tylko ochoczo głową, wpatrzony w jej niezwykłą urodę. Gdybym powiedział, że piękniejszej kobiety nie widziałem, skłamałbym. Ale ta była zdecydowanie jedną z najpiękniejszych, jakie miałem okazję poznać… w bardzo bliski sposób.
Weszliśmy do komnatki oświetlonej czerwonymi świecami. Barwa płomienia nastrajała do igraszek, choć ja mógłbym się im oddać z elfią pięknością nawet w rynsztoku. Zaczęła mnie powoli rozbierać, dotykając przy tym zmysłowo każdego centymetra odsłoniętego ciała. Gdy byłem już nagi, poprowadziła mnie na łóżko.
– Wina, panie? – zaproponowała.
– Jakie masz? – wydusiłem w końcu z gardła pierwsze słowa.
– Tarlucze, rocznik 284.
– Wybornie… – skinąłem twierdząco głową. Nalała nam wina. Podała mi pucharek i kiedy ja się raczyłem wyśmienitym trunkiem, ona wytyczyła ze swojej szklanicy czerwony szlak na moim ciele. Zaczęła zlizywać wino z mojego torsu, brzucha… w końcu z podbrzusza, scałowując je zmysłowymi ustami. Długimi paznokciami przesunęła po mojej klatce, wywołując dreszcze w całym moim ciele.
Chciałem wysondować magią, co myśli, ale na budynek nałożona była bariera antymagiczna. Byłem więc nagim magiem bez swoich zdolności. Byłem po prostu ciekaw, czy myślała o dzisiejszym obiedzie, czy też, że czeka ją niezła zabawa.
– Dawno nie miałam człowieka – oznajmiła i chwyciła mój kostur w usta. Zaczęła z zapałem spać, a jej język sprawnie owijał się wokół główki i trzonu. Robiła to z wprawą, o jaką trudno oskarżyć nawet najbardziej doświadczoną ludzką dziwkę. W końcu pewnie miała z jakieś pięć razy tyle lat, co najstarsza pracownica zamtuza w Locktinie, mieście hazardu i rozpusty w zupełnie zwykłym, ludzkim królestwie.
– Zobaczmy, ile dasz radę – bez marnowania czasu wskoczyła na mnie i zaczęła dosiadać. Rozchichotała się przy tym sympatycznie, pojękując jednocześnie. Rozwiązała górę swojego stroju, a jej piersi ciężko wypadły na wierzch. Zaczęły kołysać się w rytm pchnięć, a ja patrzyłem na jej drobne, brązowe sutki z oczarowaniem.
Jej biodra zaczęły się błyskawicznie poruszać w tył i w przód. Pracowała nimi tak dynamicznie, że ledwo łapała oddech między kolejnymi wejściami. Jej jamka rozkoszy była tak wąska, że moja różdżka z trudem się w niej poruszała.
Otrząsnąłem się. W końcu jestem mistrzem magii i nie mogłem pozwolić, by byle elfia kurtyzana mnie zdominowała. Obróciłem się z nią szybko, rozłożyłem na łopatki. Uśmiechała się wciąż tak, że rozpalała mnie do czerwoności. Zacząłem mocno ruszać biodrami, próbując rozepchnąć jej niemal dziewiczą cipkę. Patrzyłem, jak na jej twarzy wyrażała się rozkosz, jaką jej dawałem swoim zapałem.
Obróciłem ją na brzuch. Chwilę się zawahałem. Wszedłem w jej drugą dziurkę, a ona zawyła głośno. Tak… teraz wiedziałem w pełni, że jestem w burdelu. Napierała na mnie mocno, kiedy rozjeżdżałem jej krągły, elfi tyłek. Skubnąłem delikatnie palcami jej szpiczaste ucho, a ona spojrzała na mnie figlarnie. Wiedziałem, jak czułe były ich uszy na wszelkie pieszczoty.
To nie mogło trwać długo. Wyrwałem swojego twardego fiuta spomiędzy jej pośladków. Zrosiłem ciepłą śmietanką jej plecy. Ona szybko się jeszcze obróciła i wzięła go w usta, spijając resztę mojego nasienia prosto ze źródła. Patrzyła jednocześnie w oczy, tymi niewinnymi, wielkimi oczami. Tak… burdele Laveneru są warte odwiedzenia.