Kochani, jakaż to głupia była historia, a jednak tak rozpala wyobraźnię. Ja, wasz drogi bajarz i mistrz magii wszelakiej, mag Puchacz, zdecydowałem jednego razu, że wybiorę się na ryby. Opuściłem więc łożnicę, klepiąc damę obyczajów wątpliwych w obwisłe pośladki i poszedłem na brzeg morza. Tam też jednego rybaka zaczepiłem, wędzisko u niego zakupiłem i ruszyłem ku upatrzonemu już wcześniej miejscu.
Co myślałem, zasiadając sobie u ujścia niewielkiej rzeczki? Z pewnością to, że złapię smaczną rybę i zjem lepiej niż w oberży, w jakiej przyszło mi i chłopakom nocować. Czy mogłem się spodziewać, że wydarzenia te potoczą się inaczej? Oczywiście, że tak! Jednak nocnymi harcami wyczerpany nie zważyłem na to, co wiedziałem o Morzu Białych Fal.
Wędka drgnęła, więc zaciągnąłem co szybciej, by bydle się nie zerwało. I jak mnie wciągnęło mnie w wodę… pierwsze, co pomyślałem, to że pociągnęło z większym zapałem niż ladacznica, którą zostawiłem w łożnicy. Jakież było moje zdziwienie, jak się okazało, że dwie syreny zatargały mnie do swych leży. A musisz wiedzieć, drogi druhu, co to były za okazy! Ogony po wejściu w bańkę powietrza zmieniły im się w długie, smukłe jak u łani nogi. Cycki duże i krągłe, że żadna kobieta z powierzchni by się takimi nie poszczyciła. Twarze godne żaczek z uniwersytetu kurew… to znaczy królewskiego Galindoru, a cipki przystrzyżone do goła, mokre tak, że jak perły lśniły.
– Naszych braci chciałeś krzywdzić – warknęła jedna, o włosach płomiennych jak języki ognia ognisk z dnia przesilenia.
– To i my teraz cię skrzywdzimy. Pobratymcom na żer rzucimy – odgrażała się druga, tym razem blondynka. Patrząc na nią, uwierzyłbyś, że kolor włosów skradła z łan żyta.
– Ależ drogie panie – uniosłem dłonie – to nieporozumienie.
– Słyszysz go siostro?
– Słyszę – syknęła, sięgając po trójząb – nieporozumienie, więc przynętę na haczyku zarzucił w toń!
Nie uśmiechało mi się skończyć na ruszcie barakud czy krabów. Nie wiem więc, czemu przyszło mi na myśl tylko jedno zaklęcie. Formułkę w myślach odtworzyłem, palcem gest wykonałem… i jak się na siebie nie rzuciły!
Jęły się ssać po cyckach, dotykać dłońmi swoich jędrnych jak brzoskwinki pośladkach. A ja tam stałem, gapiąc się na efekty prostego, acz skutecznego czaru. Czy się mną przejmowały? Bynajmniej. Syreny nie są znane, druhu, z bystrości swych umysłów, a tym bardziej podzielności uwagi. Za to jednak namiętnością pałają taką, że nałożnice cesarskie wydawały się ledwie niewinnymi cnotkami.
I tak patrzyłem, jak już ruda na stole kamiennym, wyłożonym glonami się układa, a blondynka na nią hyc! i zaczyna ją całować. Zręczne palce złotowłosej spłynęły po ciele siostry tak gładko, jak gdyby aksamit głaskała. Miałem luźne pantalony, ale czułem, jak moja męskość się napina od tego spektaklu. A gdy ta na górze uniosła biodra i wsunęła palce w muszelkę (jakże trafne określenie dla syreny!) towarzyszki, ta z jękiem rozśpiewała się.
I wiedz, drogi druhu, że gdyby przyszło zwykłemu śmiertelnikowi słuchać tego śpiewu, już dawno rzuciłby się toń wody i w odurzeniu czekał na tragiczny swój los. Bo tak bowiem wabiły swoje ofiary damy mórz. Jednak ja, mag Puchacz, byłem odporny na tak prymitywne chwyty. Nie dałem się byle hipnozie. Patrzyłem, jak one ocierały się swoimi ciałami, jak obie śpiewały. Jak targały nimi kolejne spazmy orgazmu… I przypomniałem sobie stare marynarskie porzekadło… Nie daj się brachu zwieść, wyruchaj syrenę, zamiast dać się zjeść.
Wiedziony instynktem przetrwania, rozsupłałem gacie i wkroczyłem z całą stanowczością w mokrą syrenią jamkę. A nieprzyzwyczajona była ona do prawdziwie męskiego wędziska. Zapiała głośniej, zsunęła się z siostry między jej uda i zaczęła wywijać swym długim językiem, jeszcze bardziej zwilżając jej muszelkę. Nie oglądała się jednak, kiedy ja czyniłem swoje. Rozpieszczała swoją siostrę namiętnie, bez opamiętania, zdawały się w ogóle mnie nie zauważać. Przyspieszyłem więc mocno, szybko skończyłem, co skończyć miałem. Zostawiłem je w gorących objęciach. Gdy przekraczałem barierę wody, patrzyłem na to, jak płomiennoruda spija moje soki z krocza blond siostry. Cmoknąłem niepocieszony, że muszę odejść. Wiedziałem jednak, że zostanie tu dłużej, groziło pozostaniem tu na zawsze. A ja miałem jeszcze wiele przygód przed sobą do przeżycia.