Zasiądź druhu przy dobrym pszenicznym, czy jakie tam raczysz sobie wybrać i wysłuchaj mej kolejnej historii. Oto bowiem mam Ci do opowiedzenia zdarzenie, jakie wydarzyło się przed laty, gdy ja, mag Puchacz, byłem ledwie jeszcze absolwentem sztuk magicznych najwspanialszego uniwersytetu tego świata!
Wędrowałem z karawaną przez pustynię Gerrundu. Piaski ciągnęły się po horyzont z każdej strony, a śniadzi kupcy, z którymi podróżowałem i tak orientowali się równie znakomicie, jak łowczy w lesie, w którym od dziesiątek lat polował. Nikt jednak nie przewidział, jaka bestyja się zalęgła w górach Dolnego Gerrundu i jak długo tam dojrzewała. Aż do tego momentu, gdy zdecydowała się uczynić kolację ze mnie i z moich kompanów. A przynajmniej tak mi się zdawało. Oto bowiem dwa tuziny ludzi pożarł w trzy kłapnięcia, a mnie, z jakichś przyczyn, oszczędził. Pierwej, żem myślał, że mnie na deser zostawił, bom był egzotyczny w tych krajach. Capnął mnie w swe łapy i poniósł wysoko nad pustynią. O, do dzisiaj pamiętam to morze piasków, jakie mogłem z góry zobaczyć!
W końcu jednak doniósł mnie do swego leża. Złota, kamienie i kruszce, jakie tam były… nie sposób opisać. Jednak najcenniejszym skarbem była żywa dziewczyna. Ach, gdybyś ją ujrzał, druhu! Skóra śniada, a mieniła się jak złoto. Oczy ciemne, a ogień i iskry jakby się z nich sypały. Gibka niczym łania, rącza jak młoda klacz, a kształty, jakby boginią jaką była.
Jak się okazało, dziewczę córą smoka było. A ja już wiedziałem, co mogło to oznaczać.
– Potrzebujemy twego nasienia – rzekła bezceremonialnie, paradując nago wokół mnie. Oceniała mnie, jak widziałem.
– Czemu miałbym go użyczyć pladze tej krainy? – łypnąłem na smoka, który był w dolnej części jaskini. Przysłuchiwał się, jak myślałem, ale udawał obojętnego, leżąc w bezruchu.
– Jesteśmy ostatnimi tego gatunku – poczułem, jak odkrywa powoli moje ciało – Tyś człek uczony, jak mniemam? – jej gorąca dłoń dotknęła mojego karku, wywołując ciarki na całej skórze.
– Jam mag Puchacz, absolwent wielkiego…
– Właśnie… mag… – szepnęła mi do ucha – niewielu ich w okolicy, a tylko oni są zdolni spłodzić dziecię z córą smoka…
Przełknąłem ślinę. Nawet nie na samą myśl idei o parzeniu się z niewiastą, będącą owocem lędźwi latającego gada. Głupie to, ale pierwsze, co mi przez głowę przebiegło, to to, że nie jestem gotów być ojcem. Ona jednak stanęła przede mną, skrząc tym swoim spojrzeniem. Rozbierała mnie nadal.
– Ofiaruj mi swe nasienie, a puścimy cię wolno – mówiła powoli, a jej kształtne usta kusiły każdym ruchem.
– Ja… – gdy ujęła mojego penisa przez materiał, poczułem cały żar pustyni, rozlewający się po moim ciele. W jednej chwili stała się najpiękniejszą istotą, jaką do tej pory widziałem. Nie mogłem odmówić.
Pchnęła mnie na łoże wykonane z najszlachetniejszego drewna, a materac tak miękki, jakbym w powietrzu się unosił. Pstryknięciem palca – magia, a jakże! – pozbawiła mnie reszty odzienia. Potężną miała moc… A ja musiałem się sprawić.
Dosiadła mnie bez zbędnych pieszczot. Wsiadła na moją rózgę i poczęła ruszać biodrami w tańcu, jaki najlepsze akrobatki z haremów najbogatszych sułtanów mogłyby pozazdrościć. Wyglądała jak człowiek, takie też wrażenie sprawiała wewnątrz. Jednak z każdą chwilą ujeżdżała mnie jak zwierzę. Dotykała swojego ciała, stale przyspieszając. Widziałem, jak moja „różdżka” pojawiała się i znikała w niej, raz po raz, kiedy się unosiła i opadała. Jej oczy skrzyły jeszcze mocniej, sypiąc magicznymi, jasnymi iskrami.
Sprawdź także pozostałe: porno opowiadania
Obróciłem się wraz z nią i przyjąłem swoją rolę. Rozpłodnik smoków… Wyprostowałem się. Ująłem jej nogi w dłonie i ułożyłem wzdłuż swojego torsu. Nawet jej to się musiało spodobać, gdy zgiąłem ją w pół i zacząłem wysoko wyrzucać swoje biodra w górę. Opadałem z głośnym hukiem, rozpychając jej kobiecość z całych sił. Z jej ust wyrwały się jęki, rozbrzmiewające w tej części jaskini jak syreni śpiew. Piersi dziewczyny falowały, mieniąc się śniado złotym odcieniem. Wyglądały jak dwa skarby i tym też były. Uchwyciłem je mocno w dłonie i przyspieszyłem.
Gdy mnie zepchnęła z siebie ze złością, byłem pewien, że to już koniec i zaraz spłonę w smoczym ogniu. Zamiast tego jednak wypięła się mocno… Byłem w lekkim szoku, ale gdy się obejrzała… w tym spojrzeniu był rozkaz do spełnienia. Wziąłem ją od tyłu, mocno. Chwyciłem w kitę jej włosy, tak jedwabiste, jak żaden inny materiał. Teraz mogłem w pełni podziwiać urok jej ciała, idealnych pleców, wcięcia w talii i proporcjonalnych bioder i pośladków. W innych okolicznościach porwałbym ją jako trofeum i trzymał w swych komnatach… Tyle że to ja byłem tutaj jej zdobyczą.
Kiedy spełniłem swe zadanie, wypełniając esencją jej wnętrze, opadłem bez sił. Zasnąłem. Gdy natomiast ocknąłem się, byłem w pałacu, do którego zmierzałem. Pierwej myślałem, że to sen, jednak jedno spojrzenie na odzienie, jakie miałem na sobie, a także gruby trzos, jak się okazało, wypełniony złotem i diamentami, zdradzały, że to się musiało stać… A wszystko, co miałem, było nagrodą za mój wysiłek.