To miał być zwykły dzień targowy. Wystawiłem na moim kramie, jak zwykle, najzacniejsze pachnidła z dalekich lądów i najpiękniejsze kamienie wprost z królestwa moich rodaków – krasnoludów. Siedziałem znudzony, ćmiąc fajkę. Gdy ktoś podchodził, nawet specjalnie nie musiałem zachęcać do przejrzenia moich towarów. Wiedzieli, że mają one najwyższą wartość. Jednak moją uwagę przykuła jedna postać. Drobna osóbka, z wąskimi bioderkami, ale nad wyraz kształtnymi, choć nieprzesadnie dużymi – przynajmniej jak na krasnoludzkie standardy – cycami. Była jak na tak ciepły dzień za mocno opatulona, w szczególności jej głowa.
Gdy myślała, że nie patrzę, widziałem, jak zaczęła pakować do sakwy różne precjoza. Nie zdążyła się spostrzec, jak trzymałem ją już za nadgarstek.
– Złodziejka!
– Co? O czym ty mówisz, niziołku!? – pisnęła, próbując wyszarpnąć rękę z uścisku.
– Coś mi mówi, że nie jesteś w stanie zapłacić za pierścień z zielonego złota, a już tym bardziej za naszyjnik z sercem góry… Za to zawiśniesz!
– Panie – widziałem, jak jej oczy zaszkliły się – przebacz, ja… ja to odpracuję. Ja zrobię wszystko.
– Wszystko – przyjrzałem się jej. Podrapałem się po brodzie, zastanawiając się, co mam z nią zrobić – Dobra – pociągnąłem ją za sobą. Posadziłem obok stołka, na którym siedziałem i przykułem specjalnymi złotymi kajdanami, jakie miałem w ofercie dla tych, co to lubią się ostrzej z damami lub panami zabawić. Łańcuch oplotłem wokół pasa, by nie mogła uciec.
Siedziała pokornie, gdy ja sprzedawałem kolejne produkty. Widziałem, jak jej oczy lśniły, gdy złoto sypało się na moją dłoń. Podziwiała, jak ludzie są w stanie wiele wydać na to, co ona mogłaby ukraść.
W końcu dzień targowy dobiegł końca. Zwinąłem kram i pociągnąłem za łańcuch.
– Wstawaj. Idziemy – zakomenderowałem, a ona posłusznie poszła za mną. Gdy weszliśmy do izby, jaką zajmowałem w gildii krasnoludzkich kupców, widziałem, jak zmiękły jej nogi. Tak… wszechobecne bogactwo robiło wrażenie.
Zdarłem z niej wpierw szal, który miała na głowie. Zobaczyłem szpiczaste uszy. Ostroucha… pomyślałem. I wiedziałem, że to będzie miły wieczór.
– Zrobisz wszystko – przypomniałem jej, rozpinając kajdany – więc rozbieraj się.
Spojrzała na mnie. Miała ładną, młodą twarz, choć pewnie była równie stara, jak ja. Zaczęła rozbierać się. Wiedziałem, że elfki nie mają wielkich oporów i bywają lubieżne… ale ta była mi wdzięczna jeszcze za ocalenie przed stryczkiem, na jakim z pewnością by skończyła. Zresztą… to elfki były w prawie każdym mieście dziwkami, chętnie czyniącymi powinność.
Gdy była już naga, a ciałko miała zupełnie zgrabne, jak łania, tylko z większym biustem, opadła przede mną na kolana i ściągnęła ze mnie portki. Zachwyciła się nad wielkością mojej buławy i wzięła ją od razu w usta. Ssała z zapałem, jakby od tego zależało jej życie. I w istocie tak było. Jej migdałkowate oczy patrzyły w górę, jakby pytały, czy mi dobrze. Chwyciłem za jej czarne włosy i zacząłem rżnąć jej usta po mojemu.
Elfki są wyjątkowo wprawne w tej sztuce. Jej język krążył wokół rozpychającej jej buźki kutasa. Nawet jak byłem w jej gardle, czułem, jak działała nim, masując spód fiuta.
Ani się spostrzegłem, jak obróciła się już do mnie tyłem, patrząc przez ramie błagalnie, prosząc się o ostre rżnięcie. Podszedłem więc, chwyciłem ją za jędrne, choć małe pośladki i pomiętosiłem je z przyjemnością. W końcu wziąłem w dłoń fiuta i zacząłem wbijać w jej wąską szparkę. Elfki, żebyś wiedział, druhu, mają bardzo ciasne cipki. Krasnoludy zaś – wielkie pały, którymi możemy nawet skały strzaskać. Gdy więc wchodziłem, rozdarła się głośno, jednocześnie napierając bioderkami na mnie. Capnąłem ją w talii i zacząłem posuwać po prawdziwie krasnoludzku, na ostro.
Patrzyłem, jak pod moim naporem jej delikatne ciało podskakiwało, jej długie, czarne włosy bezładnie kołysały się. Była mokra, bardzo mokra, na co z pewnością wpływ miały również bogactwa, jakie nas otaczały. Wyżywałem się na niej, rżnąc jej wąziutką szparkę. Gdy znudziło się mi od tyłu, nie wychodząc z niej, obróciłem ją przodem do siebie. Moją uwagę przykuły teraz drobne sutki na kształtnych, idealnie krągłych piersiach. Przywarłem do nich, ssąc mocno, gdy rozpychałem jej elfie łono.
Poczułem jej dłonie na mojej głowie. Wplątywała palce w moje warkocze. Czułem, jak robiła się coraz węższa, nieznośnie mocno otulając mojego krasnoludzkiego wojownika. W końcu rozdarła się, a jej cipka zapulsowała energicznie na mnie, doprowadzając mnie do szybkiego wystrzału. Z emocji i przyjemności aż zawyłem, wtórując jej jękom. Tak… właśnie dlatego elfki były dziwkami. Łatwo dochodziły, a ich szczyt zawsze dawał orgazm mężczyźnie. Pompowałem więc w nią nasienie, a ona wszystko wdzięcznie przyjmowała.
Dysząc, opadłem na nią. Było mi tak dobrze, że postanowiłem podarować jej te świecidełka. Ja i tak nie zbiednieję.