Byłam bardzo niegrzeczna. Tłum, który otaczał podest tego dnia, był bardzo gęsty. Wszyscy byli ciekawi kaźni, jaka czekała mnie, żyjącą w bardzo niezgodny z naszymi obyczajami sposób kobietę… a przynajmniej tak by to wyglądało w średniowieczu. To jednak była zamknięta impreza dla biznesmenów, a za taką zabawę dobrze płacili. Szczęście, że ja to lubię… zarówno kasę, jak i ostrzejsze zabawy. Dlatego zgodziłam się w tym uczestniczyć.
Wkoło było ciemno, ale wiedziałam, że siedziały tam przede wszystkim stare, napalone samce, chętne zobaczyć dwudziestolatkę skrępowaną i chłostaną. Światło padało wyłącznie na środek, gdzie stał metalowy słup, a obok były drewniane dyby ze stalowymi okuciami. Ktoś mógłby pomyśleć, że to straszne narzędzia kaźni… dla mnie jednak to była przede wszystkim dobra zabawa.
Światło reflektora padło na wejście do sali. Zza kotary wyszedł wpierw mężczyzna w lateksowej masce, trzymający w dłoni smycz. Na jej końcu była obroża, w którą zapięta byłam ja. Szłam na czworaka, powoli, śliniąc się od wsadzonego w usta dużego czerwonego knebla. Moje wątłe ciało spętane było skórzanymi pasami, mocno zaciskającymi się na korpusie i pośladkach. Patrzyłam zmęczonym wzrokiem na boki, widząc tylko błysk oczu oglądających. Milczeli. Wiem, że byli po prostu skupieni na tym, co zobaczą za chwilę. To kulturalna impreza tortur, gdzie nie było miejsca na jarmarczne zachowania. Grubi, starsi panowie siedzieli ze swoimi drinkami w dłoniach, popalając cygara, których dym unosił się w powietrzu.
Poczułam silniejsze szarpnięcie za smycz i ruszyłam dalej, obijając sobie boleśnie kolana. Ból wywoływał w mojej cipce skurcze i powodował, że robiła się zupełnie mokra. Gdyby nie pas cnoty, jaki mi założyli, z pewnością bym zostawiała za sobą wilgotne plamki moich soków.
Dwóch kolejnych drabów stało przy podeście, gdzie znajdował się pręgierz. Chwycili mnie pod ramiona i postawili na górze, a główny kat wchodził powoli po schodach. Cichy szmer przejęcia przeszedł przez salę. Gdy próbowałam odwrócić wzrok, poczułam płaskie uderzenie otwartą dłonią w policzek. Nie za mocne, ale głośne i nieco bolesne – takie, jakie powinno być. Uniosłam wzrok na oprawcę. Widziałam tylko wpatrujące się we mnie złe ślepia. Cicho westchnęłam, czując, jak ślina kapie mi po brodzie.
Zawiązał smycz u szczytu słupa, zmuszając mnie do wstania. Kolana mnie bolały, ale byłam posłuszna. Następnie skuł mi dłonie, mocując je do specjalnego haka, znajdującego się nieco wyżej niż moja głowa. Tym samym obroża lekko mnie dusiła, a skucie nie pozwalało się poruszyć. Stałam nieruchomo. Wiedziałam, co nadchodziło. I byłam bardzo podniecona. Tym bardziej faktem, że tak wielu mężczyzn będzie oglądać dzieło „małodobrego”.
Wpierw wziął klucz i rozpiął mój pas cnoty, odsłaniając wilgotną szparkę i czerwone od metalu pośladki. Następnie chwycił za klepkę, wygiął ją w dłoniach, sprawdzając jej wytrzymałość. Była odpowiednia. Gdy uderzył w pierwszy pośladek, cicho pisnęłam, a on tylko powtórzył uderzenie, ostrzegając, żebym się nie odzywała, bo nie mam do tego prawa. Zagryzłam więc mocniej wargi, a w momencie, gdy padł kolejny klaps, ścisnęłam je mocniej, czując lekki, metaliczny posmak. Przegryzłam tkankę do krwi.
Klepka jednak szybko mu się znudziła, zresztą… brakowało reakcji od tłumu. To wyrafinowana widownia, wymagająca znacznie więcej niż byle płaskie uderzenia. Jako następna w ruch poszła szpicruta, zakończona dużą gumową kulką. Gdy uderzył, moje ciało mocniej się wyprężyło. Stanęłam na palcach, czując chwilową ulgę dla oddechu. Mogłam go zaczerpnąć głębiej. Szybko powtórzył, bijąc po udach. Stęknęłam, a on znów bił. Przypomniałam sobie jego ostrzeżenie… Kolejny cios zostawił mi czerwoną pręgę na łopatkach. Czułam, jak skóra mnie przejmująco paliła, a cipka tonęła w sokach.
Kolejnego ruchu się nie spodziewałam… bił szybko, kilka razy. Nie za mocno. Zadał całą serię ciosów, wywołującą u mnie spazmy rozkoszy. Moje ciało gięło się pod bólem i przyjemnością, a ja jęczałam przez knebel. Moje uda, łydki, biodra i plecy były rozedrgane i czerwone.
Przestał. A z widowni było słychać brawa jak po wyjątkowym monodramie. Dyszałam ciężko, łzy płynęły mi po policzkach. Myślałam o tym, jakie mam szczęście, że mogę stawić się na takie słodkie tortury, a z drugiej strony – jeszcze mi za to zapłacą.
Dwa draby, które stały przy wejściu na podest, podeszły do mnie. Rozkuli mi dłonie, ściągnęli obrożę… i zamknęli w dybach. Zmusili, bym stanęła na krzesełku, wyginając się nienaturalnie. Idealnie nadstawiając tyłka. Knebel w ustach blokował mój protest. Unieruchomiona głowa uniemożliwiała obejrzenie się. Patrzyłam tylko po błyskających w ciemnościach żarach cygar i sygnetów na grubych palcach bogaczy. Dobrze grałam swoją rolę niewolnicy.
Jako pierwszy poczułam duży korek rozpierający moją dupcię. Był szeroki i głęboki. Zawyłam, a nim skończyłam, poczułam jego penisa w sobie. Byłam wystawiona na niego w całości. A on to wykorzystał. Brał mnie, jak chciał. Byłam ledwie zabawką w jego rękach. To miało być zwieńczeniem pokazu, ale mój kat okazał się wyjątkowo sprawny i wytrzymały.
Narzucił zdrowe tempo, a oprócz moich stłumionych jęków wkoło było słychać tylko głośne plaskanie naszych nagich ciał. Wyglądało to tak, jakby jakaś bestia brała niewinną dziewuszkę. On bowiem był potężny, umięśniony jak jakiś heros… a ja drobniutka… skazana na jego ogromnego penisa w cipce.
Traciłam oddech, nawet świadomość, gdy on nie przestawał. Goście zaczęli klaskać w rytm, do którego on się dostosował. Szybko się domyśliłam, że to sygnał do kończenia. Miarowe ruchy, mocne, głębokie. Pulsowanie jego przyrodzenia… w końcu ciepły wytrysk. Kolejne strzały, lądujące w mojej szparce, na pośladki i plecy. Był dobrze przygotowany. Czułam, jak dużo tego było.
Wkoło rozległy się gorące brawa. Ledwie mogłam powieść spojrzeniem po sali. Byłam z siebie dumna i zadowolona z teatru, jaki tu się rozegrał.
Dzieło sztuki , po prostu …!!!