Być może pamiętacie moją opowieść o tym, jak moja pani przyjechała kiedyś do domu z pracy i ukarała mnie za to, że byłem niegrzeczny… Zostawiłem po sobie trochę bałaganu, za co zasługiwałem na odpowiednią karę. Tym razem inaczej nabroiłem.
A było to w momencie, gdy pojechaliśmy nad jezioro. Było sporo ludzi, można było się nieco rozluźnić. Jednak na chwilę moją uwagę przykuła jedna kobieta. Młoda, ładna, seksowna… beształa akurat za coś swojego chłopaka, a przynajmniej tak to wyglądało. Przez moment wyobraziłem sobie, że jestem na miejscu tego gościa…
Moja pani to wyśledziła. Wypatrzyła, że przyglądałem się innej kobiecie. Szybko się zwinęliśmy z plaży. Szła przede mną wściekła, idąc do samochodu. Zabrała mi buty, więc musiałem iść po ostrych kamieniach na boso. Gdy doszliśmy do auta, otworzyła bagażnik, tłumacząc, że nie mogę jechać na siedzeniu. Za karę… I że będzie jeszcze cięższa kara zaraz.
Sprawdź również nasze pozostałe opowiadania erotyczne
Przełknąłem ślinę. Wszedłem do bagażnika posłusznie. Przecież byłem tylko jej niegrzecznym, ale jednak karnym psem. Patrzyłem na jej rozeźloną twarz, gdy zamykała wieko kufra od auta. Po chwili wsiadła i odjechała.
Choć w bagażniku było ciemno i niewygodnie, a do tego czułem każdy wybój na drodze, nie pisnąłem nawet półsłówkiem. Nie skarżyłem się, bo wiedziałem, że moja pani tego nie lubi. Po długości trasy jednak wywnioskowałem, że wcale nie pojechaliśmy do domu. Zresztą… wyboje się powtórzyły, tym razem w dużo ostrzejszym wydaniu. W końcu auto stanęło. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, trochę tumultu na tylnym siedzeniu… a po chwili wieko bagażnika się otworzyło.
Stała na zewnątrz, na dzikiej plaży pośród dzikiej natury, ubrana w czarny, lateksowy strój, mocno eksponujący jej kobiece atuty. Przełknąłem ślinę, patrząc na nią przepraszająco. Tak bardzo chciałem, by mi wybaczyła.
– Wysiadaj – warknęła ostro. Usłuchałem grzecznie – i na kolana – opadłem, jak rozkazała.
Patrzyłem w górę na nią prosząco. W jednej dłoni trzymała knebel, w drugiej – opaskę na oczy, smycz i skórzane kajdanki. Wpierw założyła mi knebel. Tym razem nie tradycyjną kulkę, a wędzidło, który mocno rozwierał moje usta i zmuszał do zagryzienia zębów na nim. Poczułem, jak ostro dociska pasek, abym przypadkiem nie wypluł takiego munsztuka. Następnie założyła mi obrożę i przypięła do niej smycz. Na koniec… na koniec zasłoniła mi opaską oczy.
Byłem zdany tylko na dotyk, słuch i węch. Pociągnęła mnie po ziemi tak, że traciłem równowagę, mimo że szedłem na czworaka. W końcu przyzwyczaiłem się do ciemności. Czułem pod dłońmi ostre szyszki. Drobne kamyki wbijały mi się w kolana. Ale szedłem przed siebie, ciągnięty wciąż gdzieś… nie wiedziałem gdzie.
– Gapiłeś się na nią – oznajmiła chłodno. Nie mogłem zaprzeczyć. To była prawda, ale… po prostu nie mogłem wydusić z siebie słowa przez knebel – Co ja ci mówiłam, jeśli chodzi o patrzenie na inne kobiety?
Nawet nie mogłem spojrzeć na nią błagalnie. Opaska skutecznie zasłaniała wszystko. Poderwała mnie na nogi. Zawsze zaskakiwało mnie to, jak w takim małym ciele bierze się tyle siły i energii. Docisnęła mnie mocno do drzewa o porowatej korze, która wbijała się w moją skórę. Zapięła ciasno skórzane kajdanki na moich przegubach. Po czym… odeszła. Odeszła, a jej kroki były coraz dalsze. Zacząłem dyszeć i popiskiwać, by mnie nie zostawiała, że już będę dobrym psem… uspokoiłem się,
– Wiesz, co musi się stać? Kara…
Coś świsnęło w powietrzu. Skończyło się głośnym plaskiem i bólem na moich nagich plecach. Tak… wzięła najtwardszy bat, którym mnie łoiła, jeśli wyjątkowo przeskrobałem. Nie zdążyłem jęknąć, kiedy znów dostałem kolejny cios. Tym razem po pośladkach. Wygiąłem się lekko, jęknąłem głośno, mimo munsztuka w ustach.
– Zamknij się, psie! – warknęła i znów mnie uderzyła batem. Mimo ciemności w opasce miałem wrażenie, że wszystko staje się jakby jasne. Jaśniejsze niż kiedykolwiek. Ból, jak tętnił w pręgach od uderzeń bata, rozjaśniał umysł, wywoływał w moim ciele dreszcze, które ciągnęły się od góry do dołu. Mimo że podniecenie rosło, miałem utrudnioną erekcję. Penis, stając, wbijał się przez materiał w korę drzewa, co dodatkowo wywoływało w moim ciele przyjemny ból.
Kolejny świst. Kolejny trzask. Kolejny cios, który sprawiał, że wspinałem się na palce, a ciało mocniej przywierało do ostrej, szorstkiej kory. Moje jęki i krzyki, zagłuszone nieco przez knebel, i tak przewyższały śpiew ptaków i szum okolicznego jeziora.
Kolejny trzask i ból na odcinku lędźwiowym. Czułem, jak moja skóra zaczyna silnie pulsować. Cała tętniła od uderzeń, a ja dyszałem ciężko. Czułem, jak pot spływał mi zarówno po plecach, jak i po twarzy. To wszystko było jak przeżycia z zupełnie innego świata.
Usłyszałem, że odkłada bat. Tym razem wzięła coś innego. Coś, co szeleściło przy każdym ruchu. Świst w powietrzu, trzask na plecach. O tak… już wiedziałem, co to było. To był jej własnoręcznie wykonany pejcz. Kilka rzemieni korbacza, które przy każdym uderzeniu wywoływały czerwone, tętniące pręgi. Była wściekła, więc zaczęła łoić mnie nim raz po razie. Pląsałem pod tym drzewem, czując coraz większe podniecenie. Kora coraz mocniej ocierała się o mnie, wywołując mocne zadrapania…
Byłem znów niegrzeczny… nie wytrzymałem tego napięcia. Jej ciosy, ostrość drzewa… sprawiły, że spuściłem się mocno w swoje spodenki do pływania.
– No pięknie – westchnęła, przerywając tortury – Pięknie… jeszcze zapaskudziłeś sobie psie gacie… W domu pogadamy.
W domu… w domu dała mi solidny wycisk.